Do tej pory tylko pogoda torpedowała przebieg tegorocznego Wimbledonu. Paskudny pod względem aury był wtorek, gdy rzęsisty deszcz padał przez wiele godzin, a również w środę pogoda spłatała psikusa. Przebywając na miejscu przekonujemy się, że pogoda w Anglii, czy w tym przypadku konkretnie w Londynie, jest absolutnie nieprzewidywalna. Aktywiści obnażyli zabezpieczenie na Wimbledonie. Brytyjski dziennik drwi i obraża Można mieć ubaw patrząc w aplikacje z prognozami pogody, które w ciągu dnia kilka razy są aktualizowane. I tu trudno winić organizatorów, którzy nie chcą, aby kort centralny i obiekt numer jeden cały czas były schowane za szczelnie zasuniętym dachem. Po prostu starają się reagować na bieżące ustalenia meteorologów, tyle tylko, że nawet fachowcy w tej części świata raz po raz oblewają ten trudny egzamin. Szybka robota i kolejny "bajgiel". Iga Świątek z pewnym awansem do 3. rundy Wimbledonu Natomiast trudno znaleźć usprawiedliwienie dla indolencji służb ochraniających obiekty, gdy mowa o aktywistach - nomen omen - klimatycznych. Od co najmniej kilku dobrych dni było wiadomo, że mają w planie wykorzystać scenę Wimbledonu, dającą globalny zasięg medialny, do pokazania swojej obecności. Wygląda jednak na to, że władze turnieju chyba za bardzo skupiły się na samym instruktarzu, który według informacji "Guardiana" przesłali do zawodników. Zaapelowali, by w przypadku powtórki takiej sytuacji na którymś z kortów "nie robili oni Bairstowa", czyli mówiąc wprost nie powtórzyli zachowania angielski krykiecista, Jonny Bairstowa. A cóż takiego uczynił ten sportowiec? W trakcie meczu między Anglią a Australią na londyńskim Lord`s Cricket Ground aktywiści wtargnęli na boisko i próbowali rozsypać coś na jego powierzchni, Bairstow jednak powalił jednego z nich, złapał w pół i wyniósł poza obręb murawy. Instrukcja miała "spacyfikować" zamiary sportowców, ale być może przypadkiem została rozesłana także do służb zabezpieczających korty. W rezultacie byliśmy w środę świadkami niejednej sceny na korcie numer 18. Najpierw doszło do pierwszego incydentu, gdy aktywiści rozsypali pomarańczowe konfetti w rogu kortu, w efekcie czego mecz został przerwany. Nie upłynęło dużo czasu i gra została zawieszona po raz drugi, ponieważ jeszcze trzeci z protestujących wtargnął na kort. "Całe to bezpieczeństwo, tylko po co?" - ironizuje już w tytule redakcja "Daily Mail". I dalej dziennikarz nabija się, co to za poziom zabezpieczenia, przy okazji obraźliwie nazywając protestujących. Zachowanie ochrony było jedynie reakcyjne, czyli zaczęli odciągać aktywistów dopiero po fakcie, gdy doszło do przewidywalnych zachowań. Artur Gac, Wimbledon