Kawał niedzieli i całą noc z niedzieli na poniedziałek, na zielonych terenach olbrzymiego Wimbledon Parku, kibice z różnych stron świata poświęcili, aby znaleźć się w gronie ostatnich szczęśliwców, którym dane będzie obejrzeć tenisowe spektakle z trybun wspaniałego kompleksu, należącego do All England Lawn Tennis and Croquet Club. Z chodnika, przez namiot, na scenę Wimbledonu. A na końcu prezent od Igi Świątek W tym gronie znaleźli się również Polacy, obecnie rozsiani w różnych stronach świata. Trójka mężczyzn, z którymi rozmawiała Interia, na wstępie zaznaczyła, że noc spędzona pod namiotem to i tak nieporównywalnie większy komfort z tym, jak wspomnienia z pierwszej tego typu eskapady. Krzysztof napomknął, że na swój pierwszy Wimbledon udał się w 1997 roku. Wtedy, aby zdobyć bilet, a mówiąc wprost wystać go w długiej kolejce (organizatorzy w ten sposób dystrybuują niewielką, liczącą kilkaset sztuk pulę wejściówek m.in. na kort centralny oraz "jedynkę"), spał pod chmurką na chodniku. Po dziś dzień pamięta, jak przemarzł do szpiku kości, bo temperatura wynosiła 3-4 stopnie Celsjusza. Szaleństwo na Wimbledonie, polscy kibice ogłaszają! "Nocna operacja" Krzysztof, Darek i Arek, to z nimi spotkał się wysłannik Interii (w grupie jest jeszcze czwarty mężczyzna, "debiutant" Marek Szymoniak z Pleszewa, który pozostał wtedy na polu namiotowym), poświęceniem dopięli swego. Z numerami od 601 do 604 finalnie znaleźli się w gronie szczęśliwców, dla których wystarczyło biletów. - Otrzymaliśmy już specjalne opaski, więc misja już prawie wypełniona - relacjonowali. A niedługo potem wejściówki, w cenie 75 funtów za jedną, fizycznie znalazły się w ich dłoniach. Trud w pełni się opłacił, bo na korcie od razu trafili na koncert. Iga Świątek wspaniale weszła w spotkanie z Zhu Lin, wygrywając z Chinką pierwszego seta 6:1. W drugim tylko przez chwilę wydawało się, że 34. zawodniczka rankingu WTA nieco wyżej zawiesi poprzeczkę. Jednak po przerwie, spowodowanej opadem deszczu, a w konsekwencji decyzją o zasunięciu dachu nad kortem numer jeden, Polka wróciła na kort z pełnym skupieniem i dopełniła dzieła. W drugiej partii triumfowała 6:3. Po krótkim wywiadzie prosto z kortu Iga udała się w stronę publiczności i wspomniana grupka Polaków znów miała ogromne szczęście. Radykalna zmiana u Igi Świątek. Polska gwiazda wprost o tym, co się stało. "Dużo dźwigałam na swoich barkach" Poniekąd wiedzieli też, jak mu dopomóc, zajmując miejsca nieopodal wieżyczki sędziowskiej. I właśnie w tym kierunku swoje kroki skierowała Iga, by podziękować swoim fanom. Krzysztof, który ma status mocno rozpoznawalnego kibica, zrobił sobie z Igą zdjęcie, a także otrzymał od najlepszej tenisistki świata dwa autografy. Jeden na piłeczce, drugi zaś na koszulce, którą miał na sobie. Niewykluczone, że dzisiaj również będą na żywo przeżywać emocje, przy czym na pewno nie będą zagrzewali do boju ostatniej z naszych singlistek, która jeszcze czeka na tegoroczny debiut na Wimbledonie, czyli Magdaleny Fręch. To dlatego, że Polka wystąpi na "jedynce", a oni tym razem szykują się na kort boczny. W związku z tym przewidują "tylko" maksymalnie kilka godzin spędzonych w kolejce. To będzie ich ostatni dzień w Londynie, w środę rozjeżdżają się do domów. Jeden do Szwajcarii, drugi do Polski, trzeci ma najbliżej - stacjonuje bowiem w mieście nad Tamizą. Czwarty zaś już wrócił do Manchesteru. Artur Gac, Wimbledon