Ons Jabeur na tegorocznym Wimbledonie gra fantastycznie. Zaczęła od wygranej nad Magdaleną Fręch, a w kolejnych meczach odprawiała pewnie kolejne rywalki, aż doszło do momentu, który fani gier komputerowych porównaliby z pewnością do walki z "bossem". Tych "bossów" Jabeur musiała wyeliminować aż dwóch, w obu przypadkach ta sztuka jej się udała. Najpierw pokonała obrończynię tytułu, Jelenę Rybakinę, a w półfinale po kapitalnej walce wyeliminowała wielką faworytkę całego turnieju, Arynę Sabalenkę. W tym meczu popisała się kilkoma efektownymi zagraniami, na czele z zakończeniem, bo piłkę meczową wygrała asem serwisowym. Jabeur już myślała o grze, a tu... zjawiła się ona. Ależ scena z Wimbledonu Wimbledon 2023. Ons Jabeur może napisać historię W półfinale Jabeur musiała odrabiać straty, bo pierwszego seta po tie-breaku wygrała Sabalenka. Tunezyjka pokazała jednak wielki charakter i w kolejnych dwóch partiach konsekwentnie punktowała rywalkę, trzykrotnie ją przełamując, a samej tylko raz tracąc serwis. W pomeczowym wywiadzie przyznawała, że to właśnie strona mentalna okazała się kluczowa dla jej sukcesu. W finale jej rywalką będzie Czeszka Marketa Vondrousova. Patrząc z perspektywy 28-latki stawką będzie nie tylko prestiż i perspektywa pierwszego w karierze tytułu wielkoszlemowego, ale także szansa przejścia do historii. W przypadku zwycięstwa Jabeur zostałaby bowiem pierwszą w historii tenisistką z Afryki, która miałaby na swoim koncie zdobycie Wielkiego Szlema. Cały kontynent może zresztą pochwalić się raptem dwoma takimi sukcesami, oba przyszły w latach 80-tych za sprawą reprezentanta RPA Johana Krieka, który w 1981 i 1982 okazywał się najlepszy w Australian Open. Co ciekawe, wtedy jeszcze turniej w Melbourne także był rozgrywany na kortach trawiastych. Emocjonalna wiadomość Sabalenki do jej pogromczyni. "Teraz cię nienawidzę, ale..." Ons Jabeur "uratowała" Idze Świątek pozycję liderki rankingu WTA Swoją wygraną nad Sabalenką Jabeur nie tylko dała sobie szansę na historyczny sukces, ale przy okazji wykonała małą przysługę Idze Świątek. Istniało bowiem duże prawdopodobieństwo, że po zakończeniu Wimbledonu Białorusinka obejmie prowadzenie w rankingu WTA (wystarczył jej "tylko" awans do finału). Dzięki wygranej Tunezyjki wiadomym jest, że Świątek pozostanie światową jedynką przynajmniej do połowy sierpnia, co oznacza, że wybiją jej 72 tygodnie na pozycji liderki, co da jej miejsce w dziesiątce najdłużej "panujących" zawodniczek w historii zestawienia.