Obie urodziły się w Poznaniu w odstępie czterech dni, w lutym 1991 roku. Magda Linette jest starsza od Katarzyny Piter, 10 lat temu w dość podobny sposób rozwijały się ich kariery. W turniejach ITF zmierzyły się trzykrotnie: dwa razy lepsza była Piter. To ona też na początku 2014 roku była w czołowej setce rankingu WTA, Linette udało się to dopiero półtora roku później. Dziś jednak trudno porównać ich sytuację - Linette jest rozstawiona w największych turniejach, ma pewny wstęp do rywalizacji deblowych, których zresztą chętnie się podejmuje. Piter już na początku zeszłego roku zakończyła karierę singlistki, po dwunastu przegranych meczach z rzędu. Skupiła się na deblu, niedawno po półrocznej przerwie wróciła w okolice setnego miejsca w rankingu deblistek. To wciąż za mało, by bez problemu łapać się do takiego Wimbledonu. Razem z Tatjaną Marią umówiły się na grę w Londynie, której poznanianka nie mogła być pewna. Ich wspólny ranking wystarczył bowiem tylko do drugiego miejsca na liście oczekujących. W czwartek wieczorem, po kontuzji Shelby Rogers, stało się jednak jasne, że Piter zagra na londyńskiej trawie. I to przeciw koleżance z rodzinnego Poznania. Pierwsze przełamanie dla Piter i Marii. Kolejnego już nie było Faworytkami tego spotkania były Linette i Pera - to nie ulegało wątpliwości. Polska rakieta numer dwa wielokrotnie mówiła, że lubi grać z Amerykanką, która jest - według niej - bardzo pozytywną osobą. W tym roku wystąpiły dwa razy: w Miami i Birmingham dotarły do półfinałów. Zaczęło się zaś nieoczekiwanie - już w trzecim gemie faworytki zostały przełamane. I to wtedy, gdy serwowała Pera, czyli tenisistka w tym aspekcie teoretycznie lepsza. Za chwilę jednak stan się znów wyrównał, swojego podania nie utrzymała Piter. Linette i Pera miały więcej atutów, po czterech wygranych gemach z rzędu odskoczyły na 5:2. Bez większych problemów zapisał seta na swoje konto, choć Piter robiła co mogła, by zmienić sytuację. Widać było, że 32-letnia tenisistka jest bardzo zdesperowana, by pozostać w turnieju. Ona jako jedyna nie grała w singlu, przyleciała do Londynu będąc niepewną nawet co do tego, czy wystąpi w grze podwójnej. Polki mogły wystąpić w Wimbledonie, mieć świetne miejsce w drabince. Szkoda tej szansy Deszcz przerwał serial Magdy Linette i Bernardy Pery. Ale na króko W drugiej partii nadal dominowały Linette i Pera. Piter miała problemy w trzecim gemie, przy jej serwisie było 15:40. Poprawiła się w tym elemencie, razem z Marią obroniły dwa break pointy, objęły prowadzenie 2:1. Nie na długo, Linette i Pera w drugim secie nie pozwalały już stronie returnującej na zbyt wiele. Zwłaszcza Amerykanka, trafiająca po liniach. Piter z Marią miał zaś problemy, szczególnie przy serwisach Niemki. Zostały przełamane na 2:3, za chwilę było już 2:4. Wydawało się, że mecz zmierza ku końcowi, gdy nad kortem zaczęło padać. Sędzia Kader Nouni zastanawiał się, czy przerwać spotkanie i nakazać zasłonić kort, ale poczekał. Opady były krótkie, po kwadransie gra została wznowiona. Piter doprowadziła jeszcze do stanu 3:4, ale ostatnie słowo należało do Linette i Pery. To one w najdłuższym gemie spotkania wykorzystały piątego meczbola i awansowały do drugiej rundy. W niej zmierzą się z brytyjską parą: Naiktha Bains/Maia Lumsden. To zawodniczki mało znane, w Wimbledonie są dzięki dzikiej karcie, ale w pierwszej rundzie sprawiły sporą niespodziankę. Pokonały bowiem rozstawione z jedenastką Kazaszkę Annę Danilinę i Chinkę Yifan Xu 3:6, 7:6 i 7:6.