Londyn powitał nas w niedzielę świetną pogodą. Na termometrze ponad 20 stopni Celsjusza i długie fragmenty dnia ze słońcem gwarantowały, mimo dość silnych podmuchów wiatru, spory komfort cieplny. Poniedziałek ma przynieść podobne warunki atmosferyczne, co z punktu widzenia Igi Świątek, Magdy Linette i Huberta Hurkacza - a więc całej naszej trójki, która dzisiaj inauguruje singlowe zmagania w Wimbledonie, jest przednią wiadomością. Iga Świątek jest gotowa na Wimbledon. Rywalka pewną niewiadomą Pierwsze potwierdzenie, że tegoroczny Wimbledon zapowiada się lepiej od minionego, otrzymaliśmy przy samej stacji Southfields, udając się do polskiego sklepu z wyrobami znanymi z krajowych półek. - Co roku podczas Wimbledonu mamy więcej klientów, bo wiadomo, że każdy, kto tutaj przyjeżdża komunikacją miejską, wysiada naprzeciwko sklepu. Pojawia się wielu Polaków, ale już na wstępie tego turnieju jesteśmy dużo bardziej "busy" niż w ubiegłym roku. Tym razem ma być tutaj dwa razy więcej osób, co już widać po ruchu - mówi Paulina, 32-latka rodem z Częstochowy. Wimbledon 2023. Polscy kibice chcą wspierać Igę Świątek Po wyjściu ze sklepu kroczymy Wimbledon Park Road. Cała arteria, jak przystało na nazwę, bije po oczach motywami tenisowymi. A zwłaszcza właściciele restauracji i knajp słusznie "grają" dekoracjami i terminami, które przyciągają zjeżdżających się kibiców tego sportu. Jeden z lokali zmyślnie posłużył się kilkudziesięcioma piłeczkami do tenisa, a drugi wysyła komunikat już nieco większym znawcom trawiastych kortów. Nazwa "drop shot" odwołuje się bowiem do jednego z dwóch kluczowych zagrań, siejących postrach na Wimbledonie, czyli skrótu tuż za siatkę (drugim jest slice, a więc zagranie piłki z tzw. rotacją wsteczną). Aryna Sabalenka totalnie zaskoczyła. A jednak, ależ wyznanie w sprawie Igi Świątek Idąc dalej, już na wysokość Wimbledon Park, czyli olbrzymiego parku miejskiego, zajmującego powierzchnię 27 hektarów, pośród licznie spacerujących spotykamy trzech mężczyzn. Jak się okazało, wszyscy pochodzą z Polski, choć dziś każdy z nich żyje poza ojczyzną. W tej grupce najsłynniejszy okazuje się Krzysztof Jakubek, 60-latek, który obecnie mieszka w Szwajcarii. Kilka lat temu lokalny portal z Tarnowa, skąd pochodzi nasz rozmówca, określił go mianem "króla kibiców". Krótka rozmowa z Krzysztofem, bo szybko przeszliśmy na "ty", tylko potwierdziła, że trafiłem na nietuzinkowego miłośnika sportu. A gdy dowiedział się, że jestem z Krosna, jako wprawny fan żużla wypalił: - Przegrywacie ostatnio, teraz znowu dostaliście w tyłek. Kasprzak nic nie jeździ - kręcił głową recenzując wyniki podkarpackich Wilków w PGE Ekstralidze. Towarzyszyli mu krajan, 47-letni Darek Żurowski, na co dzień mieszkaniec Londynu oraz o rok starszy Arek Białek z Olsztyna, zamieszkały w Manchesterze. Jest z nimi jeszcze jeden kolega, którego podczas spotkania zabrakło, z Pleszewa. Iga Świątek faworytką numer 2. Dostała trzy gwiazdki Polacy polują na bilety. "Będziemy stali tu całą noc" Całą grupą ruszyli na swój podbój Wimbledonu, czyli rozpoczęli w trybie "last minute" starania o wywalczenie biletów. Jak w ostatniej chwili zdobyć to dobro luksusowe, jeśli nie miało się szczęścia i, wzorem choćby mistrzostw świata w piłce nożnej, po uprzednim zarejestrowaniu się na dedykowanej platformie chętni nie znaleźli się w gronie wylosowanych? Krzysztof: - Miejsca w kolejce mamy już zajęte, tylko na chwilę byliśmy w samochodzie. Jeśli nie ma się szczęścia w losowaniu, to zostaje jeszcze taka szansa. Organizatorzy zawsze sprzedają po 500 biletów na kort centralny i kort numer jeden bodaj do wtorku drugiego tygodnia turnieju. A później już w ogóle nie można nawet w takim trybie nabyć wejściówek. Będziemy stali tu całą noc, a w poniedziałek rano uformuje się kolejka. Próbujemy na kort numer 1, na którym grać ma Iga. Darek jest dobrej myśli: Bilety już prawie mamy, z tego względu, że na polu namiotowym "zaklepaliśmy" sobie dobre miejsce. Podejrzewamy, że więcej ludzi będzie zainteresowanych kortem centralnym, na którym zagra Novak Djoković. Arek: W tej chwili jesteśmy mniej więcej na pięćsetnym miejscu w kolejce. Codziennie trzeba tak stanąć i liczyć, że uda się dostać bilet następnego dnia. Ostatecznie czwórka znajomych zagwarantowała sobie miejsca na początku siódmej setki, od 601 do 604. Każdy z nich otrzymał specjalną kartę kolejki z wyszczególnionym kodeksem postępowania. M.in. znalazła się adnotacja, że czasowa nieobecność w kolejce nie powinna przekroczyć 30 minut. - Stoimy już w kolejce w innym miejscu, niedługo idziemy do kas - tej treści wiadomość dzisiaj otrzymaliśmy od czwórki naszych rozmówców. A to już gwarancja - tak, tak - prawa do nabycia biletów. - Otrzymaliśmy już specjalne opaski, więc misja już prawie wypełniona - dodali. Co ciekawe, gdyby panowie polowali typowo na kort centralny, niestety ze swoimi numerami w kolejce odbiliby się od ściany. Jak przekazali, znakomita większość osób była zainteresowana wejściówkami na kort centralny, by z wysokości trybun oklaskiwać wielkiego Novaka Djokovicia. Gwoli uzupełniania dodajmy, że za bilety na najważniejszą arenę na jeden dzień trzeba było zapłacić 80 funtów, a nasi rozmówcy wydali po 75 funtów. Krzysztof: Tym razem planujemy spędzić na kortach pełne dwa dni. Ale to calutkie i oglądać mecz za meczem. Problem w tym, że pierwszego dnia trójka Polaków gra w tym samym czasie. Arek ma pomysł, ale "pomóc" muszą także ich ulubieńcy. - Idziemy na Igę, a później liczymy, że Hubert Hurkacz będzie grał pięć setów, dzięki czemu obskoczymy też inne spotkania - roześmiał się. Zgodnie zaprosili, uzbrojeni w sprzęt do spania, aby odwiedzić ich przed ciszą nocną, gdy nastąpi zamknięcie bram do parku, i z bliska zobaczyć, jak wygląda ich biwakowanie pośród tłumów. Po parudziesięciu metrach Wimbledon Park Road przechodzi w Church Road, gdzie w jednej z bram mogłem rozpocząć procedurę odbioru akredytacji i w końcu wkroczyć, premierowo, na teren kompleksu. W jednej chwili oniemiałem. Na żywo obiekty robią nieprawdopodobne wrażenie. Początkowo nie wiadomo, gdzie kierować wzrok, bowiem z każdej strony doznania są nieprzeciętne. Wymuskane kwiaty, przepiękne rabaty zwisające z każdej barierki i każdego balkonu, loggie i tarasy dekorowane miniaturami egzotycznych drzewek, a sam kort centralny, z płożącą się po elewacji roślinnością, to niemalże dzieło sztuki. Nic dziwnego, że obecność w takim miejscu, nawet za cenę nieprzespanej nocy, jest tak pożądana przez kibiców z wielu zakątków świata. A najlepsze, czyli emocje sportowe w połączeniu z tak unikalnym anturażem, dopiero nadciągają! Aktualizacja: - Stoimy już w kolejce w innym miejscu, niedługo idziemy do kas - tej treści wiadomość dzisiaj otrzymaliśmy od czwórki naszych rozmówców. A to już gwarancja - tak, tak - prawa do nabycia biletów. - Otrzymaliśmy już specjalne opaski, więc misja już prawie wypełniona - dodali. Co ciekawe, gdyby panowie polowali typowo na kort centralny, niestety ze swoimi numerami w kolejce odbiliby się od ściany. Jak przekazali, znakomita większość osób była zainteresowana wejściówkami na kort centralny, by z wysokości trybun oklaskiwać wielkiego Novaka Djokovicia. Gwoli uzupełniania dodajmy, że za bilety na najważniejszą arenę na jeden dzień trzeba było zapłacić 80 funtów, a nasi rozmówcy wydali po 75 funtów. Artur Gac z Wimbledonu