Aryna Sabalenka ma kapitalny rok - jest najlepsza w rankingu Race, a to oznacza, że od stycznia najlepiej punktuje. Wygrała Australian Open, triumfowała w Madrycie, ma na koncie kilka innych osiągnięć. Od kilku miesięcy próbuje też dobrać się do skóry Idze Świątek jako liderce rankingu WTA i właśnie w Londynie dostała ku temu kolejną szansę. A to dlatego, że Polka zakończyła już udział w tym turnieju, przegrywając we wtorek z Eliną Switoliną. Aryna Sabalenka w pełni kontrolowała seta. Madison Keys nie wiedziała, jak się do niej dobrać Sabalenka weszła w to spotkanie na najwyższych obrotach, od pierwszej piłki grała niezwykle mocno. Mimo że Amerykanka też przecież się nie oszczędza, preferuje siłowe uderzenia nad techniczne, to w pierwszej fazie była bezradna. Wystarczy, że nie trafiła pierwszym serwisem, a już spotykała się z potężnym atakiem Białorusinki. Sabalenka wywalczyła trzy break pointy, Keys się jednak zdołała wybronić. Sama miała też piłkę na skończenie gema, ale już za chwilę została jednak przełamana. To oznaczało kłopoty Amerykanki, która w tym sezonie na trawie była do dziś niepokonana. Triumfowała w Eastbourne, w Wimbledonie też pokonywała kolejne przeszkody. Choć przecież w czwartej rundzie była już w bardzo złym położenia, przegrała pierwszego seta w starciu z Mirrą Andriejewą, w drugim było 1:4 i 16-latka miała kolejnego break pointa. Keys się obroniła, bo była konsekwentna i stopniowo przełamywała opór rywalki. Tyle że różnica między nastolatką z Syberii i Sabalenką jest ogromna - Keys się dziś o tym przekonała. Mimo, że ryzykowała returnem, odgrywała momentami naprawdę dobre piłki reagując na potężne serwisy 25-latki, nie miała punktu zaczepienia, by odrobić straty. Mało tego, sama popełniała za dużo błędów, po sześciu gemach przegrywała 1:5. Ten set był więc już przegrany, choć Amerykanka zdobyła w końcu pierwszą szansę przy serwisie Sabalenki. Nie wykorzystała jej, a za chwilę Białorusinka zamknęła sprawę. Madison Keys w końcu znalazła sposób na Sabalenkę. I tylko ją rozdrażniła Niewiele wskazywało, że Amerykanka będzie w stanie czymś zaskoczyć swoją wielką rywalkę. A jednak zaskoczyła - zmieniła serwis, przestała zagrywać siłowo i płasko, bo wówczas Sabalenka karciła ją mocnymi returnami. Teraz zaś wiceliderka rankingu zaczęła się mylić, miała drobne problemy. Nie oznaczało to żadnej jeszcze poważnej zmiany w spotkaniu na korzyść Madison, po prostu się ono wyrównało. Obie wygrywały swoje serwisy, Amerykanka prowadziła 3:2. W szóstym gemie Keys dostała drugą szansę w meczu na przełamanie w meczu - po drugim z rzędu kapitalnym returnie. Świetnie odczytała atak Sabalenki, która miała inicjatywę, ale trafiła w siatkę. Później była jeszcze druga i trzecia okazja w gemie, w końcu faworytka została przełamana. I pierwszy raz w tym spotkaniu Białorusinka znalazła się w trudnej sytuacji, musiała gonić swoją rywalkę, a po jej twarzy widać było, że zaczyna stawać się nerwowa. A może inaczej - została podrażniona. Keys szła za ciosem, przy swoim podaniu prowadziła 40:0, miała ogromną szansę na 5:2. Wtedy Sabalenka zaczęła grać jak szalona. Atakowała każdą piłkę, wygrała pięć kolejnych punktów przy podaniu Keys, za chwilę cztery swoje piłki i kolejne trzy, gdy znów zagrywała Amerykanka. Przełamała rywalkę dwukrotnie, w niespełna dziesięć minut całkowicie zmieniła sytuację. Serwowała po mecz i pewnie zakończyła to spotkanie. Wygrała 6:2, 6:4 i po raz drugi w karierze zagra w półfinale Wimbledonu. - Marzeniem każdej zawodniczki jest wygrać Wimbledon. On jest jedyny, niepowtarzalny - mówiła po meczu. Jej rywalką w półfinale będzie Tunezyjka Ons Jabeur.