Spotkanie Aryny Sabalenki z Warworą Graczewą, reprezentującą Francję, ale urodzoną w Rosji, miało sporo podtekstów. Głównie tych niezwiązanych z tenisem. Kiedy jednak obie panie wyszły na kort, wszystko poza sportem zeszło na dalszy plan. Sabalenka uciekła spod topora Białorusinka, choć była zdecydowaną faworytką w tym meczu, w pierwszym secie nie potrafiła poukładać swojej gry, miała problemy z podaniem i w efekcie dość zdecydowanie przegrała 2:6. W partii numer dwa bardzo długo spotkanie toczyło się gem za gem, ale w samej końcówce Sabalenka najpierw przełamała rywalkę, a potem utrzymała swoje podanie i wygrała seta 7:5. W trzeciej partii, kiedy już udało jej się utrzymać nerwy na wodzy, wszystko wyglądało już lepiej dla Sabalenki. Kluczowy okazał się w nim trzeci gem, w którym Aryna Sabalenka przełamała rywalkę. Później powtórzyła ten wyczyn przy prowadzeniu 4:2 i ostatecznie wygrała całą partię 6:2, dzięki czemu wywalczyła awans do trzeciej rundy. Zmierzy się w niej z rosyjską tenisistką Anną Blinkową. Białorusinka uciekła spod topora, spora grupa obserwatorów zdążyła już ją skreślić, ale wiceliderka rankingu WTA pokazała, że już nie jest tak chimeryczna, jak to bywało wcześniej i nawet jeśli jest w kryzysie, potrafi go przezwyciężyć. Irytacja Sabalenki i nagły zwrot akcji Salwa śmiechu na trybunach. Białorusinka w formie O tym, jak wielką ulgę poczuła białoruska tenisistka po zwycięstwie z Graczową, najlepiej świadczy jej pomeczowy wywiad. Wiceliderka rankingu WTA nawet nie ukrywała, że taka wygrana sprawia jej sporo radości. Choć "przepis" na sukces był dość prosty. Wywołało to salwy śmiechu na trybunach. Białorusinka, mimo kontrowersji, które budzi, cały czas ma bardzo wielu fanów. Szczególnie wśród ludzi, którzy nie zajmują się polityką. I wtedy takie reakcja, jak ta, budzą pozytywne skojarzenia.