Nowa zasada, od tego roku zaaprobowana przez organizatorów Wimbledonu, jest wyjściem naprzeciw oczekiwaniom kobiet-tenisistek. Podjęcie decyzji poprzedziła dyskusja ze Stowarzyszeniem Tenisa Kobiet, ale także producentami odzieży i zespołami medycznymi. Krótko mówiąc, podjęto szeroko zakrojone działania, celem znalezienia rozwiązania. Alicja Rosolska ws. "bieliźnianej rewolucji". "Zdążyłam się przyzwyczaić" W rezultacie dopuszczono możliwość używania przez panie kolorowej bielizny, jeśli tylko zechcą. Decyzję przekazała w oświadczeniu Sally Bolton, dyrektor generalna All England Club. Do nowej regulacji dodano adnotację, aby bieliźniane spodenki nie były dłuższe niż szorty lub spódnica. W największym skrócie chodziło o to, aby kobiety nie przeżywały dodatkowego stresu, gdy na kort muszą wyjść w trakcie cyklu menstruacyjnego. I zastanawiać się, czy na białym elemencie garderoby aby czegoś nie będzie widać. Do sprawy obszernie odniosła się już 31-letnia Magda Linette, zapytana przez Interię, na ile faktycznie zmodyfikowana regulacja ułatwia jej pełne skoncentrowanie się na meczu i wydarzeniach na korcie. Odpowiedź była jednoznaczna. - Dla mnie to ogromna ulga. Myślę, że zawsze jest tak, iż każda z nas ma okres właśnie na Wimbledonie. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale to jest bardzo, bardzo stresujące. Nie potrafię nawet powiedzieć, jak bardzo. Człowiek chce się skupić tylko i wyłącznie na tenisie, a dzieją się rzeczy, nad którymi nie można zapanować. A co więcej, w dobie mediów społecznościowych to nigdy nie zginie, a na zawsze zostanie. A nie każdy jest na to przygotowany i nie czuje się z tym komfortowo - powiedziała druga najlepsza polska zawodniczka, która z tegorocznym Wimbledonem pożegnała się z singlową rywalizacją na trzeciej rundzie, przegrywając z Belindą Bencic. Nieco inaczej na tę regulację patrzy starszy od rodaczki, 37-letnia Alicja Rosolska, która w Wimbledonie rywalizowała bez powodzenia w rozgrywce deblowej. Perspektywa warszawianki różni się głównie dlatego, że za nią już mnóstwo występów w wielkoszlemowym turnieju w Londynie. Nie znaczy to jednak, że zmiany nie poczytuje jako coś korzystnego. Choć szerzej zwraca uwagę na kwestię garderoby. - Na pewno bardzo się cieszę, że wciąż utrzymują białe stroje, bo dla mnie to jednak tradycja, która nadaje wyjątkowość temu nobliwemu turniejowi - odparła Rosolska, a następnie mocno zaskoczyła. "Co by zrobili kibice, gdyby nagle dostali taki nakaz?" - Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, co by zrobili kibice, gdyby teraz to im organizatorzy nakazali przychodzić na korty tylko w białych strojach. Być może wtedy kibice dodatkowo by zrozumieli, jak bardzo zawodnicy muszą się poświęcać w tym kolorze. Może to banał, ale przecież nie tak łatwo chodzić cały czas czystym, a tu jeszcze dochodzi rywalizacja - puściła oko polska deblistka. Wracając jednak do tematu wiodącego, czy różnokolorowych spodenek pod spodem, rozmówczyni potwierdza założenia, że niewątpliwie to może dawać komfort. - Uważam, że to jest na pewno pomocne. Fajnie, że tę zmianę dokonali, przy jednoczesnym utrzymaniu koloru białych strojów - powiedziała Rosolska. Zdecydowała się także opowiedzieć, w świetle tych zmian, o sytuacji, która kiedyś ją spotkała na korcie. I również była dalece niekomfortowa. - Dawno temu miałam taką sytuację. Po pierwszym secie usiadłyśmy, patrzę i mówię: "ooo, brudne gatki, muszę iść się przebrać". Faktycznie, czułam się niekomfortowo, bo musiałam zejść z kortu żeby się przebrać, ale nikt mi nie zakazywał. To jest przecież rzecz ludzka, każdy z nas wie, jak to działa. Niektóre z kobiet mają z tym większy problem, inne mniejszy, ale ja jeszcze nie spotkałam się z sytuacją, w której dziewczyna, gdy nagle dostają okresu na korcie, od razu nie może zejść i iść się przebrać. Jeśli w tej sprawie nie doszło do żadnej aktualizacji przepisów, to wcześniej nawet nie trzeba było dograć do końca gema - wyznała Alicja Rosolska. Artur Gac, Wimbledon