Jakub Żelepień, Interia: Czym zajmuje się teraz zawodowo Jakub Nijaki? Jakub Nijaki: Jestem head coachem w Akademii Tenisowej Tenis Kozerki, odpowiadam tam za szkolenie wszystkich zawodników, również za zarządzanie trenerami. W ostatnim czasie ukończyliśmy ważną dla nas inwestycję - otworzyliśmy piękną, nowoczesną halę wraz z siłownią i strefą gastronomiczną. Przenieśmy się z Kozerek do Anglii. Wimbledon nadal działa na wyobraźnię? W pańskim prywatnym rankingu - to najważniejszy turniej w kalendarzu? - Zdecydowanie, to najbardziej prestiżowy i najstarszy turniej. Z zainteresowaniem śledzę to, co dzieje się na Wimbledonie, zwłaszcza po ostatnim triumfie Novaka Djokovicia w Paryżu, kiedy zdobył swój 23. tytuł wielkoszlemowy. Z polskiej perspektywy przyglądam się natomiast przede wszystkim oczywiście Idze Świątek i Hubertowi Hurkaczowi. Zawsze miło wspominam Wimbledon, bo w rywalizacji deblowej zwyciężył tam Łukasz Kubot, był też w ćwierćfinale singlistów. Trudno się dziwić, to w końcu pański przyjaciel. Wśród zawodników startujących w tegorocznym Wimbledonie też ma pan dobrych znajomych? - Andy Murray. Bardzo mu kibicuję, kilka razy miałem okazję z nim rywalizować. Pamiętamy przecież jego trudne przejścia i kontuzje. Podziwiam go za to, że w tym wieku - po tym wszystkim - staje jeszcze do walki. Patrząc realnie, trudno będzie mu jednak powalczyć o coś wielkiego, bo liczą się przede wszystkim młodzi: Casper Ruud, Alexander Zverev, Carlos Alcaraz, a do tego wspomniany już Djoković. Podczas pracy w Madinat Jumeirah w Dubaju miał pan okazję pomagać w treningach między innymi Rogerowi Federerowi czy Wiktorii Azarence. Kto jeszcze, wśród tegorocznych uczestników, nosi w sobie cząstkę pańskiej szkoły tenisa? - Na pewno będzie kilkoro zawodniczek i zawodników z Belgii, z którymi pracowałem, kiedy byłem zatrudniony w tamtejszej federacji. Co do Wiktorii Azarenki - oczywiście mocno jej kibicuję i myślę, że będzie się liczyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej umiejętności na trawie. Rogera Federera niestety już nie zobaczymy na kortach, a wielu kibiców tęskni za jego finezją i techniką. Zatrzymajmy się na chwilę przy pańskiej pracy w Dubaju. Co dał panu - zawodowo, a może nie tylko - tamten okres w Zjednoczonych Emiratach Arabskich? - Bardzo wiele. To były początki mojej trenerskiej kariery, a już samo podpatrywanie Federera to niesamowita porcja wiedzy i doświadczenia. Przyjeżdżało tam wielu świetnych tenisistów, którzy chcieli przygotować się do konkretnych turniejów, najczęściej do Australian Open. Po czasie przyzwyczaiłem się do obecności gwiazd i po prostu robiłem swoją robotę najlepiej, jak tylko potrafiłem. Trenerskim okiem zatem: na co stać Igę Świątek podczas tegorocznego Wimbledonu? - Iga sama często mówi, że trawa nie jest jej ulubioną nawierzchnią, natomiast ja uważam, że jest ona główną faworytką tej imprezy. Polka jest niesamowita, jeśli chodzi o poruszanie się na korcie, o walkę o każdą piłkę. Widać, że zawodniczka i jej sztab wkładają mnóstwo pracy w każdy element. Świątek stać na bardzo dużo, a myślę też, że jej samej mocno zależy na korzystnym wyniku na Wimbledonie. Najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej. Co wiesz o Wimbledonie? [QUIZ] A co tym razem pokaże Hubert Hurkacz? Jego wimbledońskie przygody były bardzo różne - potrafił zarówno dojść do półfinału, pokonując Rogera Federera po drodze, jak i odpaść w pierwszej rundzie. - Ostatnio wspominaliśmy z Łukaszem Kubotem Wimbledon, podczas którego "Hubi" dotarł właśnie do półfinału. Mówiliśmy sobie, że Federer na zawsze zapamięta nazwisko naszego zawodnika, bo okazało się, że po porażce z nim zakończył karierę. A co Hubert pokaże tym razem? Na pewno jest bardzo groźny na trawie, ma potężny serwis, mocny forhend, bardzo dobry return. Inni tenisiści obawiają się zawodników grających w ten sposób. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia