Brytyjskie media, zajmujące się sportem, kilka minut przed godziną 17 lokalnego czasu triumfalnie ogłosiły awans Katie Boulter do trzeciej rundy Wimbledonu. 26-latka, notowana obecnie na 89. miejscu w rankingu WTA, pokonała w trzech setach Bułgarkę Wiktorię Tomową (99. WTA) 6:0, 3:6, 6:3. W spotkaniu nie brakowało emocji, choć początek był w wykonaniu urodzonej w Leicester niesamowity. W pierwszej partii na tle niewiele niżej klasyfikowanej przeciwniczki "upiekła bajgla", ale później Tomowa zaczęła dochodzić do głosu. Katie Boulter dumą swojej szkoły. Polski pracownik tej placówki w centrum wydarzeń O awansie decydował trzeci set, w którym Bułgarka ustawiła się w złym położeniu już na początku, przegrywając pierwsze swoje podanie. I właśnie ten moment meczu, czyli drugi gem, okazał się decydujący dla losów spotkania. Radość po awansie Boulter wśród brytyjskich kibiców jest ogromna. - Mamy jedną zawodniczkę, która w singlowej rywalizacji melduje się w trzeciej rundzie. Pierwszy raz w karierze przeszła drugą rundę - triumfują tutejsze media, radując się wynikiem obecnie numer 1 kobiecego tenisa w Wielkiej Brytanii. 26-latka sprawiła ogromną radość ogromnej rzeczy osób. W pewnej chwili reporter Interii usłyszał bardzo emocjonalną rozmowę przez telefon, która właśnie traktowała o sukcesie tenisistki. Po chwili okazało się, że mężczyzną, dzielącym się emocjami, jest pochodzący z Polski Dawid, 39-latek, który zawodowo jest związany z Loughborough Schools Foundation, czyli jedną z prywatnych placówek oświaty. A to właśnie w niej, a konkretnie jednej z czterech szkół, Fairfield, kształciła się Katie. Nic dziwnego, że jako absolwentka jest dziś dumą wszystkich osób, które były lub są związane z tym miejscem edukacji. Magia szkoły podziałała na tyle, że zaraz po zakończonym meczu swoich pięć minut miał także Dawid. - Żeby przebić się przez tych wszystkich dziennikarzy, od razu zarzuciłem nazwą Loughborough, że jestem z jej byłem szkoły. W mig to wyłapała i do mnie podeszła. Chwilę z nią pogadałem, ale była bardzo roztrzęsiona. Miałem wrażenie, że swoim zwycięstwem była chyba bardzo zdziwiona. W zasadzie wyglądało tak, że jest w delikatnym szoku - relacjonował mężczyzna. Inna sprawa, że sam miał na twarzy wymalowaną egzaltację. - Szczerze? Na co dzień staram się nie okazywać emocji, ale faktycznie, mnie też się one udzieliły. Artur Gac, Wimbledon