We wtorek Elina Switolina pozbawiła marzeń polskich kibiców o pierwszym w karierze triumfie Igi Świątek na kortach Wimbledonu. Zagrała przeciwko Polce fenomenalnie, liderka światowego rankingu nie wiedziała, jak odpowiadać na perfekcyjną taktykę rywalki. Po trzygodzinnej batalii Switolina wygrała 7:5, 6:7, 6:2 - po raz trzeci w karierze, a drugi w Wimbledonie, zapewniła sobie grę w półfinale Wielkiego Szlema. Dziś jednak role się odwróciły - to Ukrainka była bezradna wobec taktyki Markéty Vondroušovej. Powtórka z półfinału igrzysk olimpijskich w Tokio. Wszystko zmierzało w tym kierunku Czeszka nie jest zawodniczką ze ścisłego topu. Była kiedyś już na 14. miejscu w rankingu WTA, grała w finale Rolanda Garrosa w 2019 roku, jeszcze przed swoimi 20. urodzinami. Wtedy świetnie ułożyła się dla niej drabinka, nie miała na swojej drodze wielkich gwiazd. Do decydującego starcia doszła bez straty seta, ale w finale dostała lanie od Ashleigh Barty. W ogóle z tymi kluczowymi meczami Vondroušová miała problem. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio też doszła do finału, rozbijając zresztą w półfinale Switolinę 6:3, 6:1, ale w walce o złoto uległa Belindzie Bencic. Ten Wimbledon może być dla niej przebojem. Jeśli wygra turniej, będzie dziesiątą rakietą świata. Początek tego spotkania nie wskazywał na jego późniejszą jednostronność. Cztery pierwsze gemy zakończyły się gładkimi zwycięstwami zawodniczek serwujących. A gdy Czeszka przełamała na 3:2 Switolinę, ta jej od razu odpowiedziała tym samym. Przełom nastąpił w siódmym gemie, w którym doszło zresztą do bardzo groźnej sytuacji. Vondroušová prowadziła już 40:0, miała trzy okazje do przełamania, gdy się poślizgnęła i niebezpiecznie upadła na kort. Po chwili wstała jednak, mogła kontynuować grę, co publiczność nagrodziła oklaskami. I zaczął się koncert 23-letniej zawodniczki z Pragi. Switolina nie miała żadnego pomysłu, jak radzić sobie z pierwszym serwisem rywalki, a ta niemal za każdym razem trafiała w karo blisko którejś z bocznych linii. Ukrainka stawała się coraz bardziej bezradna, psuła coraz bardziej proste piłki. Nie miała kompletnie żadnego punktu zaczepienia, bo Czeszka przeplatała zagrania mocne z takimi technicznymi, często w połowę długości kortu. A zawodniczka z Odessy źle się też poruszała, często była spóźniona. Przegrała trzy kolejne gemy - no i i całego seta, 3:6. Switolina była bezradna, przegrywała już 0:4 i 0:40. I wtedy dokonał się cud W ćwierćfinałowym starciu z Wiktorią Azarenką Switolina Switolina też przegrała gładko pierwszego seta, ale później się odrodziła. Też grała z rywalką, która potrafi huknąć pierwszym serwisem i pozbawić rywalkę złudzeń. Dziś jednak było inaczej - Czeszka nie pozwalała rywalce na nic. Vondroušová zmieniała rytm gry, kapitalnie biegała, momentami w niesamowity sposób odpowiadała Ukraince. Jej pierwszy serwis był idealny - może nie najmocniejszy, ale niezwykle precyzyjny. Switolina miała problem z przebiciem piłki returnem na drugą stronę. I do tego jeszcze popełniała błędy w drugim gemie, gdy serwowała. Przegrała go na przewagi, za chwilę było już 0:3, jej sytuacja stała się arcytrudna. A już niemal beznadziejna, gdy za chwilę zrobiło się 4:0 dla prażanki. Wydawało się, że to spotkanie zmierza ku końcowi, tak olbrzymią przewagę miała Czeszka i tak bezradna była już Ukrainka. Vondroušová prowadziła za chwilę 40:0, miała trzy kolejne piłki na 5:0, a później jeszcze dwie. I nie wykorzystała ich, dała nadzieję swojej rywalce. Switolina odrobiła jednego breaka, za chwilę wyserwowała swojego gema, a w kolejnym uzyskała break pointa. Nagle okazało się, że Czeszka też może w kluczowych momentach przegrywać z własnymi nerwami. Po raz drugi straciła swoje podanie, Switolina musiała jeszcze "tylko" wygrać swojego gema, by wyrównać na 4:4. Marketa Vondrousova w finale Wimbledonu. W decydującym momencie wytrzymała ciśnienie Switolina znalazła się w sytuacji, w jakiej Vondroušová była w ćwierćfinale w starciu z Jessicą Pegulą. Amerykanka prowadziła wtedy w trzecim secie 4:1, miała break pointa na 5:1. Nie wykorzystała go, a Czeszka całkowicie odwróciła spotkanie. Teraz sama do tego nie dopuściła. W najważniejszym momencie, w ósmym gemie, przełamała po raz kolejny Ukrainkę. Podcięła jej skrzydła, prowadziła już 5:3 i serwowała po finał. I go wyserwowała - dosłownie. Gdy decydowało się, czy będzie miała piłkę meczową, czy też Switolina uzyska kolejną szansę na przełamanie, popisała się asem. A za chwilę zdobyła ostatni punkt. W finale jej rywalką będzie Tunezyjka Ons Jabeur lub Białorusinka Aryna Sabalenka.