Artur Gac, Interia: Zastanawiamy się, na jak wiele stać w turnieju Huberta, bo na razie wygląda świetnie. Mecze rozgrywa na swoich warunkach, znakomicie wykorzystuje własne atuty, co tym bardziej wzmaga optymizm. Krzysztof Hurkacz, tata Huberta Hurkacza: - Każdy mecz jest podobnym wyzwaniem dla obu zawodników, szansa na wygranie przed wejściem na kort jest dokładnie taka sama. Niezależnie od tego, kto jest po drugiej stronie. Oczywiście są zawodnicy tacy, którzy mają przewagę, mają nazwisko oraz wiele tytułów na swoim koncie, ale w drabince głównej jest 128 najlepszych zawodników na świecie. Tutaj każdy przyjechał po to, żeby wygrać. Jeden z pozycji faworyta, drugi sprawiając niespodziankę. Niebywałe, co Rosjanki robią wobec ukraińskich tenisistek. Deblistka Alicja Rosolska ujawnia tajemnicę Pan na co zwróciłby uwagę, patrząc przez pryzmat trzech pierwszych rund w wykonaniu Huberta? - Przede wszystkim spokój i skoncentrowanie. Ponadto Hubert na pewno doskonale serwuje w tym turnieju i świetnie returnuje, a to są te elementy, które ważą sporo. Dodałbym jeszcze, że "czuje" piłkę. Wydaje mi się, że ma się bardzo dobrze i zobaczymy, co będzie dalej. Poza atutami tenisowego rzemiosła, które pan wymienił i w czym jest szalenie powtarzalny, widać, że potrafi świetnie utrzymać koncentrację i poziom, czym dodatkowo deprymuje przeciwników. Ukarany za swoją złość Włoch Lorenzo Musetti jest tego najlepszym przykładem. - Na zewnątrz wydaje się, że panuje nad emocjami. Jednak pewnie w środku, o czym nieraz mówił, gotuje się w nim. I sztuką jest taka gra, aby poziom wrzenia nie przekraczał bezpiecznej temperatury. I Hubert sobie z tym na razie doskonale daje radę. Na pewno emocje są duże, niezależnie od tego, czy ma argumenty i atuty w ręku w postaci serwisu czy returnu, ale po drugiej stronie są zawodnicy, którzy są z czołówki światowej. W takiej stawce nie ma nikogo, kogo można by było zlekceważyć, a do meczu podejść nieco lżej, kalkulując oszczędzenie sił. Ten turniej jest bardzo ciężki dla każdego z tenisistów. Śmialiśmy się dotąd, po trzech meczach, obserwując boks Huberta, że jego trener Craig Boynton ma najlżejszą i najprzyjemniejszą robotę na świecie. - Jest słońce, jest ciepło, Hubert wygrywa, więc wydaje się, że jak do tej pory szkoleniowiec powinien być zadowolony. Sądzę, że wykonali potężną pracę, aby znaleźć się w tym miejscu i grać, tak jak Hubert czyni to w tej chwili. Króciutkie zdania, drobne podpowiedzi, lekkie korekty i podtrzymywanie koncentracji - to daje się usłyszeć z ust amerykańskiego fachowca. - W gruncie rzeczy podczas meczu już niewiele można zmienić. Da się za to głównie motywować zawodnika i podpowiadać mu krótkimi zdaniami to, co pewnie w szatni i na treningu wymaga wielu słów i wielu zdań. W warunkach bojowych trener powinien dawać zawodnikowi właśnie zwarte komunikaty. Jest pan tutaj obecny na Wimbledonie, więc proszę powiedzieć, czy poza kortem dostrzega pan coś w zachowaniu syna, co jako rodzic jest pan w stanie dodatkowo ocenić jako ogromny pozytyw, choćby w warstwie mentalnej? - Nie ma takiego turnieju, do którego zawodnicy, w tym Hubert, przygotowywaliby się w specjalny sposób. Pod Wimbledon należy przygotować się tak, aby dobrze poruszać się po trawie i poczuć piłkę, jak odbija się na tej nawierzchni. A czy wyłapałem coś szczególnego? Wydaje mi się, że Hubert jest bardzo dobrze nastawiony, a to naprawdę istotne. Poza tym ma frajdę z tego, co robi, bo widzę syna uśmiechniętego, co obserwujemy także podczas jego gry. Wydaje mi się także, że gra swobodnie, a to być może jest najistotniejsze. Dziś najczęściej mówimy, że Hubert jest ostoją spokoju. Pamięta pan jeszcze jego "szaleństwa"? - Takich sytuacji było wiele, jeszcze za czasów bardziej dziecięcych i juniorskich. Teraz, gdy jest już w tym miejscu, czyli gra w turniejach rangi ATP, to albo bardziej nad sobą panuje, albo jest bardziej doświadczonym zawodnikiem. Pewnie jedno i drugie decyduje, ale nie zapominam, że parę szalonych sytuacji z jego udziałem też było (śmiech). Kiedyś pewnie przyjdzie moment na to, żeby powspominać. ____________________ Poniżej fragment wywiadu, przeprowadzonego z Krzysztofem Hurkaczem przed rozstrzygnięciem w meczu Novaka Djokovicia ze Stanem Wawrinką. Ostatecznie to 23. krotny triumfator turniejów Wielkiego Szlema zmierzy się z Polakiem. Na konferencji prasowej Serb potwierdził, że czeka go najtrudniejsza przeprawa z wszystkich w trwającym turnieju, wysoko ceniąc umiejętności naszego najlepszego singlisty. Artur Gac: Kciuki trzyma pan za wygraną Wawrinki czy Djokovicia? Krzysztof Hurkacz: - Mam dużą sympatię do Stana i to jemu życzyłbym, aby wygrał, bo podoba mi się jego styl i zawsze kibicowaliśmy Stanowi. Do Novaka mam oczywiście duży szacunek i również sporo sympatii, szanse oceniam pół na pół, ale zdecydowanie trzymam kciuki za Wawrinkę. Autentycznie stawia pan 50 na 50? - Tak to widzę. Stan może być na trawie nieobliczalny. Widziałem jego pierwszy mecz i podobało mi się, jak grał. Jednak Djoković jest zdecydowanie najlepszy na świecie. Niezależnie od tego, które miejsce obecnie zajmuje w rankingu. Atuty i umiejętności, które w sobie ma, powodują, że potrafi wrócić do meczu czasem z kompletnie katastrofalnych sytuacji. Świetny return i doskonałe czucie oraz dużo więcej argumentów powodują, że ma wielką szansę pokonać Stana. Trudniejsza, już w kontekście meczu z Hubertem, może być nieobliczalność Stana, czy wszystko to, co przemawia za Djokoviciem, cała jego pomnikowa postać, a to może wytrącić Huberta z mentalnego optimum? - Kiedyś tata Caroline Wozniacki powiedział, że jedynka na świecie lub zawodnik z wieloma tytułami ma zawsze większy handicap wychodząc na kort, w stosunku do przeciwnika, który zaczyna mecz. Wydaje mi się jednak, że Hubert już się tego nauczył i nie powinno mieć to dla niego wielkiego znaczenia. Hubert zwykle lepiej gra z wyżej notowanymi zawodnikami i takimi, z którymi musi bardziej walczyć. Rozmawiał Artur Gac, Wimbledon