Iga Świątek w kapitalnym stylu rozprawiła się Chinką Zhu Lin w pierwszym secie swojego debiutanckiego meczu na tegorocznym Wimbledonie. Nieco więcej emocji było w drugiej partii, nic więc dziwnego, że publiczność dodawała animuszu przeciwniczce, gdy ta tylko udanie kończyła swoje akcje. Jest także inne, banalne wytłumaczenie tej postawy, na co zwrócił uwagę jeden z wprawnych widzów, dla którego to - uwaga - 25. (!) Wimbledon w życiu oglądany z wysokości trybun. Świątek, typowana do końcowego zwycięstwa, choć nie przez wszystkich widziana w roli zdecydowanej faworytki na nawierzchni, która nie należy do jej ulubionej, z impetem rozpoczęła zmagania w Londynie. Rozstawiona Rosjanka już poza Wimbledonem. Pierwsza sensacja jest faktem Iga Świątek w pierwszym secie zachwyciła. Później było już trudniej W pierwszym secie po prostu "zdmuchnęła" z kortu Chinkę Lin, notowaną wcale nie nisko, bo na 34. Miejscu w rankingu WTA. Przewaga Polki nie podlegała dyskusji w żadnym elemencie, stąd bardzo efektowne zwycięstwo, okraszone wygraną 6:1. W drugiej partii emocji było więcej, co wyraźnie podobało się kibicom. Lin miała swoje momenty, parokrotnie kończąc akcje bardzo śmiałymi zagraniami. Potrafiła na przykład kapitalnym forhendem wzdłuż linii zdobyć wyśmienitego winnera. W tej sposób, co jest ładną tradycją dżentelmeńskiego sportu, fani dodają wiatru w żagle słabszemu zawodnikowi. A poza tym niektórym przyświeca bardziej prozaiczny fakt... - Ludzie się cieszą, bo będą mogli zobaczyć dłuższy mecz - usłyszeliśmy od uczestniczki dwudziestego piątego Wimbledonu. Zatem taki głos śmiało można potraktować jako wielce reprezentatywny. Po kilku minutach, gdy potężna konstrukcja spowiła cały stadion, z kortu zniknęła także plandeka, a chłopcy i dziewczyny znów zostali nagrodzeni oklaskami za skoordynowane wykonanie swojej pracy. Artur Gac z Wimbledonu Siostra Igi Świątek już "namierzona". Lanie na korcie, a na trybunach wrzawa