Magda Linette była ostatnią z trzech Polek, które wystąpiły w turnieju deblowym Wimbledonu. Sama zresztą przyczyniła się do tego, że przygodę w Londynie wcześniej już zakończyła Katarzyna Piter - wspólnie z Bernardą Perą pokonały bowiem wczoraj duet Piter/Tatjana Maria 6:3, 6:3. Teraz ich rywalkami były Brytyjki Naiktha Bains i Maia Lumsden, czekające na swój kolejny bój od czwartku. Wtedy sprawiły pierwszą niespodziankę - wyrzuciły z turnieju rozstawione z jedenastką Kazaszkę Annę Danilinę i Chinkę Yifan Xu 3:6, 7:6 i 7:6. Wtedy też, w dwóch ostatnich setach, nie dały się ani razu przełamać. To było kluczowe wówczas, było też kluczowe i dzisiaj. Świetna taktyka brytyjskich tenisistek. Nie dały Polce i Amerykance ani jednej okazji Mając w parze tak mocną zawodniczkę jak Bernarda Pera, można było oczekiwać, że siła będzie po stronie polsko-amerykańskiego duetu. Tymczasem Pera jakby zaczęła to spotkanie zdekoncentrowana. W trzecim gemie to ona serwowała, było 30:0, wszystko niby zgodnie z planem. Wtedy Amerykanka dwa razy się zawahała, najpierw za późno ruszyła do returnu Bains, za chwilę trafiła w taśmę. Zrobiło się trochę nerwowo. Poziom napięcia wzrósł, gdy Bains niemal trafiła w stojącą przy taśmie Linette. Poznanianka zdążyła się zasłonić, ale piłka spadła w siatkę. Brytyjki uzyskały pierwszego break pointa, za chwilę zaś wygrały gema po kolejnym aucie Pery. To był kluczowy moment pierwszego seta, bo więcej szans na przełamanie już w tej partii nie było. Nie miały ich Brytyjki, nie miały Polka z Amerykanką. Imponować mogła za to taktyka duetu Bains/Lumsden - nie miało znaczenia, która serwowała, a która była akurat w głębi kortu. Mocne serwisy na ciało, lub też wyrzucające na zewnątrz, sprawiały, że returny rywalek wracały przez środek. A tam druga Brytyjka kończyła akcję mocnym wolejem. Klasyka gry deblowej, zwłaszcza na trawie. Żałoba na Wyspach, naród brutalnie wybudzony ze snu. Miało to inaczej wyglądać Linette i Pera miały trzy szanse, by zmienić wszystko. Nie wykorzystały ich. To się zemściło Przegrany set nie oznaczał jeszcze odpadnięcia z turnieju. Zwłaszcza, że Linette i Pera bardzo łatwo wygrywały swoje gemy w drugiej partii, a rywalki się męczyły. Gdy podawała Naiktha Bains, przy stanie 0:1, było już 0:30. Wtedy brytyjska tenisistka się jeszcze wybroniła bez większych nerwów i gry na przewagi. Sytuacja się powtórzyła w szóstym gemie, gdy znów czarnoskóra zawodniczka serwowała. Tym razem było nie tylko 0:30, ale i 0:40, po świetnym ataku Pery. Polka i Amerykanka miały trzy pierwsze - i jedyne - okazje na przełamanie w tym spotkaniu. Najbliżej były w drugim przypadku, gdy poznanianka lobowała stojące blisko siatki rywalki, ale minimalnie się pomyliła. Ostatecznie wszystkie okazje zostały zmarnowane, Bains doprowadziła do stanu 3:3. Kluczowy moment nastąpił w dziewiątym gemie, chwilę po tym, gdy przy serwisie Lumsden rywalizacja odbywała się na przewagi. Brytyjki wyrównały jednak na 4:4, zagrywać poszła Linette. I choć do tej pory szło jej w polu serwisowym świetnie, teraz zaczęły się problemy. Bains i Lumsden uzyskały dwa break pointy, pierwszego Polka wybroniła. Gdy próbowała drugiego, sędzia liniowy krzyknął "out", główny skorygował jego decyzję. Asa nie było - Brytyjki poprosił o challenge, miały rację. A to wszystko tak zdeprymowało Magdę Linette, że popełniła podwójną błąd. Było więc 4:5, a tego Bains i Lumsden nie zaprzepaściły. Do zera wygrały swoje podanie i sprawiły drugą w turnieju niespodziankę. Dla Magdy Linette tegoroczny Wimbledon w ten właśnie sposób już się zakończył.