O Anastazji Potapowej głośno zrobiło się na początku tego roku, gdy najpierw w Dubaju, a później w Indian Wells paradowała w koszulce Spartaka Moskwa. Koszulce zakazanej, bo przecież Rosjanki są w tourze tylko jako zawodniczki neutralne, nie mogą eksponować symboliki związanej z ich krajem. Potapowa nic sobie z tym nie robiła, ale w końcu świat zareagował, nawet Iga Świątek. Do Rosjanki szybko przykleiło się miano "skandalistki" bądź "prowokatorki", ona nic sobie z tym nie robiła. W Wimbledonie o takiej prowokacji nie ma mowy - zapewne bardzo szybko 22-latka opuściłaby turniej. Gdy o zachowaniach Potapowej było już głośno, o Mirze Andrejewej słyszeli zapewne wyłącznie specjaliści od juniorskiego tenisa. "Młodziutka, zdolna, obiecująca, finalistka juniorskiego Australian Open" - i to wszystko. Postęp, jaki nastolatka z Syberii zrobiła od początku kwietnia, jest niesamowity. Dziś wygrała 26. spotkanie z 29 rozegranych, przebojem wdarła się do czołowej setki rankingu WTA. No i zachwyca w drugim z rzędu seniorskim turnieju Wielkiego Szlema, co jak na zawodniczkę, która kilka tygodni temu skończyła 16 lat, jest czymś niesamowitym. A nie zapominajmy, że w Londynie ograła już 11. rakietę świata - Barborę Krejčíkovą. Chaotyczny początek, później popis Mirry Andriejewej. Starsza z Rosjanek była bezradna Dwie Rosjanki, choć startujące przecież w Londynie bez przynależności krajowej, kończyły dziś zmagania w trzeciej rundzie. Ich mecz powinien odbyć się wczoraj, nie zdążyły jednak wyjść na kort. Na triumfatorkę czekała już Madison Keys - Amerykanka, która w Wimbledonie gra na razie bardzo dobrze. Zaczęło się zaś bardzo niespokojnie. W pierwszych pięciu gemach były aż cztery przełamania, serwis nie działał prawidłowo u jednej i drugiej. Potapowa starała się grać bardzo siłowo, Andriejewa ambitnie próbowała dobiec do każdej piłki. Czasem się udało, czasem nie - pokazywała jednak, że starszej o sześć lat rywalce na pewno dzisiaj nie odpuści. To ona wygrała swoje podanie na 3:1, za chwilę zaś przełamała Potapową po raz drugi - na 4:1. I kierunkowymi serwisami załatwiła sprawę w tym secie - wygrała go w sumie bez większych problemów 6:2. Krzyki i siła kontra... spokój nastolatki. Niezwykły drugi set w meczu Rosjanek Jeśli pierwszy set był bardzo chaotyczny, to w drugim stopień "zakręcenia" osiągnał najwyższy możliwy poziom. Potapowa prowadziła w nim już 4:1, wydawało się, że w końcu znalazła sposób na rodaczkę. Nic z tego, Andriejewa nic sobie nie robiła z coraz głośniejszych krzyków starszej tenisistki, uderzała kątowo, albo też w ostatnie centymetry kortu. A gdy trzeba było, zmieniała rytm. Potapowa odpowiadała brutalną siłą - chciała tylko trafić w kort, zmusić rywalkę do biegania. To długo dawało dobre efekty. Tyle że sytuacja zaczęła się zmieniać, Andriejewa odrabiała straty, czasami grała jak zawodniczka z bogatym, kilkunastoletnim doświadczeniem w tourze. Doprowadziła do remisu 4:4. Mało tego - za chwilę miała aż siedem szans na przełamanie na 5:4! Potapowa momentami nie wiedziała, co się dzieje, ale obroniła jednak swoje podanie. Ona za wielkiego wsparcia z trybun nie miała, jeśli już ktoś krzyknął z boku, to "Come on, Mirra!". A jednak po chwili to starsza z Rosjanek była o krok od zamknięcia seta, wygrywała 40:15 przy podaniu Andriejewej, miała dwie piłki setowe. Pierwszą zmarnowała wyrzucając ją w aut, drugą - posyłając w taśmę. Mirra się wybroniła, za chwilę zaś sama przełamała Potapową - teraz to ona serwowała po czwartą rundę. I tę szansę wykorzystała - w kolejnym niesamowitym gemie, pełnym kapitalnych małych historii. Z niesamowitym uderzeniem w linię Andriejewej, sprawdzanym przez challenge, wreszcie ze smeczem w taśmę Potapowej, który zakończył to spotkanie. A 16-letnia Mirra Andriejewa napisała kolejną piękną tenisową historię. Choć na razie idzie śladami Coco Gauff. Ona przebojem wdarła się do czołówki jako nastolatka, ale na szczyt wejść nie zdołała.