Dla Marii Sakkari Wimbledon nie był dotąd miejscem jakimś szczególnym. Tylko tutaj Greczynka nigdy nie przeskoczyła trzeciej rundy, a przecież w Paryżu czy Nowym Jorku występowała w półfinałach. W tym roku przystąpiła do gry lepiej przygotowana, wystąpiła w dwóch turniejach na trawie, w Berlinie doszła nawet do półfinału. Tyle że w Londynie miała kiepskie losowanie - najpierw mecz z Martą Kostiuk, zawodniczką niemal najwyżej notowaną wśród tych nierozstawionych, a później ewentualne starcie z Paulą Badosą. Okazało się, że już Ukrainka była przeszkodą nie do przejścia. Marta Kostiuk miała za sobą nieudane tygodnie. I sporego pecha Kostiuk nie była ostatnio w najlepszej formie, a przeciez na początku roku przebojem wdarła się do TOP 50 rankingu WTA. Wygrała turniej w Austin, chciała pójść za ciosem. Coś jednak nie wyszło - więcej było niepowodzeń, nerwów po porażkach. Wybierała te najmocniejsze turnieje, zwykle przegrywała w nich pierwsze spotkania. Jak w Indian Wells, Madrycie czy Rolandzie Garrosie. Czasem udało się pokonać niżej notowaną rywalkę, ale rzadko. W Paryżu zresztą Ukrainka tez miała pecha w losowaniu - jako nierozstawiona mogła wpaść nawet na kwalifikantkę, a wpadła na... Arynę Sabalenkę. Wygrała ledwie pięć gemów, a samo spotkanie zostało zapamiętane z uwagi na fakt, że Ukrainka nie podeszła do siatki podać rywalce ręki. Została za to przez kibiców wybuczana i wygwizdana. Sezon na trawie też nie zapowiadał się dla niej za dobrze. Kostiuk wystąpiła tylko w Birmingham, tam jednak uległa Anastazji Potapowej. Uśmiech mogła mieć jedynie po meczach deblowych, ale to przecież tylko "nagroda pocieszenia". Aryna Sabalenka wypunktowana na Wimbledonie. Czy można się temu dziwić? Kapitalny początek Marii Sakkari, demolka w pierwszym secie. Deszcz wszystko jej zepsuł A dziś nic nie zapowiadało, że będzie inaczej. Sakkari szła przez mecz jak czołg - po 19 minutach prowadziła 5:0, z podwójnym przełamaniem. Za chwilę było już 1:0 w setach, Greczynka wykorzystała trzeciego break pointa. Traf chciał, że po zaciętym początku drugiego seta, ulewa nad wimbledońskimi kortami przerwała na dłuższy czas ten mecz. Przerwa dobrze podziałała na Ukrainkę, źle na Sakkari. Faworytka straciła pewność siebie, coraz więcej niżej notowanej tenisistce zaczęło wychodzić. Przełamała rywalkę po bardzo długim gemie na 4:3, za chwilę odskoczyła na 5:3. Kostiuk serwowała po seta na 1:1, Sakkari właśnie wtedy posłała kilka świetnych returnów. Raz jeszcze Greczynka została przełamana, ale szansy na tie-breaka tym razem Ukrainka już jej nie dała. Dość pewnie wygrała swoje podanie i wyrównała stan rywalizacji. Genialna 16-latka znów zachwyca. Poprzednio w Paryżu, teraz w Londynie Niebo już nie chciało płakać nad Wimbledonem. A Sakkari potrzebowała takiej przerwy Tym razem przerwa przydałaby się pewnie Sakkari, ale chmury nad południowym Londynem nie chciały już wypuszczać kropel deszczu. A Kostiuk grała jak w transie, zaciskała pięść po udanych zagraniach, odskakiwała. Przełamała rywalkę po raz pierwszy, za chwilę po raz drugi - odskoczyła na 4:1. Losów tego spotkania faworytka nie była już w stanie odwrócić. Po raz drugi w swojej siódmej przygodzie z Wimbledonem pożegnała się z tym turniejem już w pierwszej rundzie. I wiele wskazuje na to, że po raz pierwszy od września 2021 może opuścić czołową dziesiątkę rankingu. Marta Kostiuk nie mogła w swój sukces uwierzyć - padła na trawę, popłakała się. To były łzy radości. W drugiej rundzie Ukrainka zmierzy się z Paulą Badosą (Hiszpania) lub Alison Riske-Amitraj (USA).