Takie zwycięstwa niesamowicie budują, mimo że turniej w Wimbledonie dopiero się rozkręca. Hiszpanka Sara Sorribes Tormo miała już wyżej zawiesić poprzeczkę najlepszej tenisistce świata, ale zaliczyła zderzenie. Z kim? Nie tylko z numerem 1. w rankingu WTA, ale również zawodniczką, która chyba już na dobre wyparła uprzedzenie do trawy. Iga Świątek na Wimbledonie - od spiętej zawodniczki, do "szokującej" fantazją W tym roku oglądamy inną wersję Igi na zielonym dywanie, z uderzeniami i akcjami, które są coraz bardziej skrojone pod specyfikę tej nawierzchni. Momentami widać było nawet trochę fantazji, zwłaszcza wtedy, gdy jedną akcję rozegrała w kombinacji serw i wolej. - Tak, też dla mnie było to szokujące - zaśmiała się Iga Świątek. A następnie kontynuowała: Choć po chwili jeszcze dodała: - Owszem, miałam ten mecz pod kontrolą, ale też nie była to zabawa. Polka zwraca więc uwagę, że na trawie ciągle musi mieć się na baczności, nawet gdy pozornie wszystko układa się po jej myśli. - Mam nadzieję, że to wszystko uda mi się tu utrzymać. Z tego, co słyszałam, to w tym roku trawa jest trochę wolniejsza. Jednak tak naprawdę samej ciężko jest mi to porównać, bo w ubiegłym roku byłam na tyle spięta w meczach, iż nie do końca czułam, jak to wszystko wygląda - zaznaczyła. I dotknęła tą wypowiedzią sedna. W warstwie mentalnej tegoroczna Iga, w porównaniu z ubiegłoroczną z Wimbledonu, to niebo a ziemia. Przechodząc na poziom większej niuansowości, Świątek dodała, że w swoim repertuarze zawsze będzie miała dużo top spina, starając się przekuwać ten rodzaj uderzenia w swój atut. Iga Świątek o Rosjanach i Białorusinach na Wimbledonie Poprosiliśmy Polkę, która od początku tak mocno angażuje się we wsparcie dla Ukrainy, otwarcie sprzeciwiając się trwającej wojnie, a przy tym wspierając zawodniczki zza naszej wschodniej granicy, aby podzieliła się obserwacjami "od kuchni" Wimbledonu. Po roku nieobecności, tym razem Rosjanie i Białorusini wrócili do Wielkiego Szlema w Londynie, więc siłą rzeczy reprezentanci obu krajów obcują w jednym miejscu. Nasza tenisistka na razie jednak nie zdążyła wyrobić sobie miarodajnej opinii. - Szczerze mówiąc nie miałam dotąd zbyt wiele okazji, aby obserwować dynamikę tego wszystkiego. Przyznam, że nawet nie miałam jeszcze sposobności mijać się z tymi zawodniczkami, z którymi nie było okazji zagrać przed rokiem. Niemniej wszyscy wiedzą, jakie są poglądy Wimbledonu jeśli chodzi o wojnę, choćby poprzez fakt, że rosyjscy i białoruscy zawodnicy musieli określić się co do ich poglądów. Myślę, że jest to pozytywna rzecz - odparła nasza reprezentantka. Artur Gac, Wimbledon