- Czuję, że z trenerami wykonaliśmy super robotę. Do tego trochę pozmienialiśmy, co może sprawić, że moja gra na trawie będzie bardziej efektywna. Ten mecz w moim wykonaniu był bardzo solidny i wszystko to, co chciałam zrobić, zadziałało. Mam nadzieję, że przez kolejne dni będzie tak samo - triumfowała nasza tenisistka, a jednocześnie bez nadmiernej euforii. Świadoma tego, że poprzeczka będzie zawieszana coraz wyżej. Iga Świątek o uczuciu do Wimbledonu. Czy wreszcie nastanie miłość? Trzykrotna triumfatorka wielkoszlemowego Rolanda Garrosa jak ryba w wodzie czuje się na mączce, ale niewykluczone, że jej uczucie do Wimbledonu, a zatem przede wszystkim nawierzchni trawiastej, podczas tegorocznej edycji wejdzie w zdecydowanie inną fazę. Doniesienia na temat Świątek okazały się nieprawdziwe. Chińczycy załamani Nasza gwiazda zawiesiła to pytanie w powietrzu. Niemniej bardzo wymownie się uśmiechnęła. Można było mieć obawy, jak wymuszona przerwa w drugim secie, z powodu opadu deszczu i decyzji organizatorów o zasunięciu dachu, wpłynie na naszą reprezentantkę. Zawodniczki na kilkanaście minut opuściły kort, udały się do szatni, ale po powrocie w tenisie podopiecznej Tomasza Wiktorowskiego nic się nie zmieniło. I bardzo pewnie zamknęła mecz, który tylko przez chwilę, na początku drugiej partii, nabierał delikatnych rumieńców. Przymusowa przerwa w meczu. Iga Świątek: Czułam, że jestem gotowa - Oczywiście nie było wiadomo, ile potrwa przerwa. Koniec końców na szczęście nie była długa, bo trwała dwanaście minut. Gdy dowiedziałam się, że potrwa tak krótko, to chciałam przede wszystkim zachować koncentrację, nie rozproszyć się i skupić na zadaniach taktycznych, jakie miałam na to spotkanie. Później zrobiłam krótką mini-rozgrzewkę i czułam, że jestem gotowa do wyjścia - przekazała odczucia rozstawiona z "1" Świątek. Mecz Igi Świątek wstrzymany, publiczność reaguje brawami! Na końcu Iga została zapytana, czy ma już przyzwyczajenia jeśli chodzi o sam pobyt w Londynie. To znaczy czy wybiera ten sam hotel lub ten sam dom, wzorem poprzednich edycji. Okazuje się, że o rutynie jednak nie ma mowy. - Co roku raczej zmieniamy miejsce, ale w tym roku naprawdę wybrałam dość komfortowy adres. I bardzo się cieszę, że poza kortem mogę przyjemnie spędzić czas. W każdym razie stacjonujemy blisko Wimbledonu, dzięki czemu logistyka jest znacznie łatwiejsza. Natomiast przyjechałam tutaj dopiero trzy dni temu, więc jeszcze nie do końca weszłam w londyński rytm - przyznała Polka, będąc wyraźnie rozluźniona. Artur Gac, Wimbledon