O Mirze Andriejewej tenisowy świat usłyszał pod koniec kwietnia. 15-letnia wówczas jeszcze Rosjanka wygrała dwa turnieje ITF W60 w Szwajcarii, z niezłą obsadą, ale to na nikim jakiegoś specjalnego wrażenia jeszcze nie zrobiło. Historii, że nastolatka błyszczy w takich turniejach, było już wiele, ale nieczęsto przeskoku z ITF do WTA udawało się dokonać tak bezboleśnie. Andriejewa dostała jednak "dziką kartę" do prestiżowego turnieju Mutua Open w Madrycie, jednego z najważniejszych w sezonie na mączce. I tam zachwyciła - grała z polotem, wyrzuciła byłą finalistkę US Open Leylah Fernandez, a później dwie rozstawione zawodniczki: Beatriz Haddad Maię i Magdę Linette. Zatrzymała ją dopiero Aryna Sabalenka. 16-latka kontynuowała dobrą grę już podczas Rolanda Garrosa - pewnie przeszła eliminacje, gładko wygrała dwa pierwsze spotkania w turnieju głównym. Jej starcie w trzeciej rundzie z niewiele starszą Coco Gauff wywołało olbrzymie zainteresowanie, Andriejewa wygrała pierwszą partię, później jednak straciła siły i odpadła. Iga Świątek zaskoczyła po meczu. Polkę też to zszokowało Wimbledon to nie French Open. Andriejewa nigdy nie grała na trawie Co innego jednak French Open, co innego Wimbledon. Zwłaszcza, że na trawie Rosjanka nigdy dotąd nie grała. W zmaganiach juniorskich nie miała okazji gościć na kultowych kortach w południowym Londynie, nie wystąpiła na tej nawierzchni nigdzie indziej. Zrezygnowała też z występów w innych zawodach w czerwcu, do kwalifikacji Wimbledonu przystąpiła z marszu. Efekt? Trzy wygrane spotkania, 6:1 w setach, jedynie w starciu z Niemką Tamarą Korpatsch miała niewielkie problemy. Dziś jednak poprzeczka poszła wyraźnie w górę - rywalką Mirry była 22-letnia Chinka Xiyu Wang, 65. rakieta świata. Stawką zaś - możliwość skonfrontowania się w drugiej rundzie ze znakomitą Czeszką Barborą Krejčíkovą. Jeden break zadecydował. Mirra Andriejewa wygrała pierwszego seta w głównym Wimbledonie Andriejewa nie grała dzisiaj z taką pewnością siebie, jaką miała w Paryżu. Można było odczuć, że do wimbledońskiej trawy musi się jeszcze przyzwyczaić, posiąść tajniki specyfiki tej nawierzchni. Chinka przed Wimbledonem rywalizowała w Nottingham, Birmingham i Eastbourne - zagrała w sumie osiem spotkań w kwalifikacjach i turniejach głównych. To ona w czwartym gemie miała aż trzy okazje do przełamania serwisu Rosjanki, ta się jednak skutecznie broniła. Zdobywanie punktów nie przychodziło Andriejewej łatwo, ale w siódmym gemie wypracowała sobie w końcu pierwszego break pointa - i tę okazję wykorzystała. Przejęła inicjatywę, wybroniła się z trudnej sytuacji w kolejnym gemie, aż w końcu zapisała tę partię po swojej stronie. Chinka się nie poddała. Xiyu Wang świetnie serwowała, Andriejewa w opałach W drugim secie Rosjanka również miała świetną okazję, by od razu odskoczyć rywalce, wytworzyć sobie znakomitą sytuację. Tym razem break pointa nie wykorzystała, ale już za chwilę sama broniła się przy trzech szansach na to samo w wykonaniu Chinki. Xiyu Wang dopięła w końcu, w szóstym gemie - wtedy doskoczyła na 4:2. To też było jedyne przełamanie w tym secie, Andriejewa jako zawodniczka returnująca była coraz bardziej bezradna. Nie licząc tego otwarcia seta, w czterech kolejnych gemach serwisowych rywalki ugrała ledwie trzy punkty. Chinka była wtedy w teoretycznie lepszej sytuacji, trochę łatwiej przychodziły jej kolejne punkty. Ale nie w trzecim secie, tym decydującym o awansie. Andriejewa i Wang stawiały na serwis, uzyskiwały przewagę sytuacyjną. Azjatka częściej atakowała, ale też popełniała trochę więcej niewymuszonych błędów. Aż do 12. gema nie było żadnej okazji do przełamania. Wang zawsze musiała gonić wynik - dawała radę aż do momentu, gdy serwowała na 6:6. Było po 30, gdy Chinka przegrała jedną akcją, a zaraz potem i drugą. To oznaczało, że po pierwszym break poincie dla rywalki w secie, to Chinka musi... pożegnać się z turniejem. Andriejewa po tym zwycięstwie może być już praktycznie pewna tego, że jako 16-latka zadebiutuje w TOP 100 rankingu WTA. Wirtualnie jest w nim teraz 93. A w drugiej rundzie czeka ją wielki test - mecz z Barborą Krejčíkovą.