Organizatorzy Wimbledonu mieli na środę plany ambitne, nawet bardzo ambitne, przewidujące rozegranie około 90 spotkań. Szybko okazało się jednak, że Anglicy potężnie się przeliczyli. Błyskawicznie doszło do pierwszych opóźnień, bowiem plan gier został zaburzony już na samym początku z powodu opadów deszczu. Brutalny pokaz siły Rosjanki. To był wręcz nokaut, rywalka zmiażdżona Wimbledon. Deszcz opóźnił mecze, Iga Świątek czekała. Posypały się gromy Warto jednak odnotować, że sami organizatorzy nie pomogli sobie swoimi kuriozalnymi decyzjami. W efekcie grać nie można było nawet na kortach, nad którymi można rozłożyć dach, będąc tym samym niezależnym od warunków atmosferycznych. Na ich głowę posypały się więc gromy zdegustowanych ekspertów oraz fanów tenisa. Wtórowali mu rozzłoszczeni kibice. "Wimbledon pozostaje pokazem klaunów. Dwa dachy, a żaden nie jest używany. Deszcz znów pada. Czy ci ludzie mają funkcjonujące mózgi? To wykracza poza głupotę", "Szczerze mówiąc, to jakiś żart", "Jaki jest sens posiadania dachu, gdy nie używasz go podczas deszczu, by móc rozgrywać mecze?" - czytamy w komentarzach w sieci. Z powodu opóźnień, na swój mecz musiała czekać Iga Świątek, która w drugiej rundzie Wimbledonu mierzy się z Hiszpanką Sarą Sorribes Tormo. Środowe mecze zakłócili także... protestujący aktywiści jednej ze znanych w Wielkiej Brytanii grup. Zakłócili oni rozgrywane na korcie numer 18 starcie Bułgara Grigora Dimitrowa z Japończykiem Sho Shimabukuro, rozsypując pomarańczowe konfetti. Szybko zostali jednak zatrzymani. Pokazali grafikę z Igą Świątek i się zaczęło. Posypały się gromy, kibice wściekli