To głównie gołębie oraz inne ptaki, które są miłośnikami nasion. Potrafią całymi stadami wydziobywać zasianą na Wimbledonie trawę, a na dodatek zostawiają po sobie niespecjalnie lubiane przez widzów pamiątki - odchody. Czyszczenie kortów wimbledońskich i pilnowanie trawy to spore koszty, które załatwia Rufus. On pilnuje kortów w ramach swojej... diety. Rufus nie jest jastrzębiem. To myszołowiec Niektórzy piszą, że to jastrząb, ale to bzdura kompletna. Rufus nie ma wiele wspólnego z jastrzębiem. To myszołowiec towarzyski, który nosi angielską nazwę Harris' Hawk. Nie jest jednak jastrzębiem, bliżej mu do myszołowów. Ma też łacińską nazwę Parabuteo unicinctus. Nie mieszka w Anglii ani w ogóle w Europie, ale w Ameryce - od Kalifornii aż po Argentynę i Chile. Tam myszołowce gniazda zakładają często na ogromnych karnegiach - kaktusach zwanych powszechnie saguaro, z których słyną pustkowia i pustynie Ameryki. Królewska katastrofa na Wimbledonie. Tłum zaczął mruczeć Nazwa "towarzyski" wzięła się stąd, że ptaki te gniazdują gremialnie, co u szponiastych jest unikatem. Ptaki szponiaste jako drapieżniki raczej rozdzielają między siebie terytoria łowieckie, by nie wchodzić sobie w paradę i nie konkurować o pokarm. Z myszołowcami jest inaczej. One postawiły na współpracę i na bezdrożach Meksyku czy Chile często można zobaczyć, jak kilka ptaków poluje wspólnie. Potrafią wtedy dokonywać cudów. Myszołowce sięgają bowiem po taktykę. Zastanawiają zasadzkę, w którą kilka z nich jako nagonka zapędza ofiarę - innego ptaka, małego ssaka jak gryzoń czy królik, jaszczurkę albo węża czy skorpiona. Gdy wpadnie w sidła, pokarm jest dzielony między uczestników polowania. A współpraca wymusza rozwój inteligencji. Wystarczy, że Rufus się pojawi, a Wimbledon truchleje "Towarzyski" pasuje, gdyż ptaki te łatwo się oswajają i dlatego są tak bardzo cenione w sokolnictwie. Jako taktyczni spryciarze zdolni do współpracy pojawiają się także na lotniskach czy właśnie arenach sportowych, by polować tu na ptaki i uwolnić od nich okolicę. Sokolnicy mówią, że taki ptak obecny na stadionie czy kortach w zasadzie rzadko łapie ptaki. Już bowiem sama jego obecność sprawia, że diametralnie zmieniają one swoje zachowanie. Stają się mniej bezczelne, chowają się albo w ogóle opuszczają okolicę. Myszołowiec to strażnik i straszak. Polka prawie dokonała niemożliwego. Kibice przecierali oczy Rufus to bodaj najsłynniejszy myszołowiec świata i najsłynniejszy zarazem strażnik sportu. Ma nawet swój profil na Twitterze i stronę na Facebooku. W przerwach między przepędzaniem gołębi i kawek zdarza mu się tam oglądać mecze i emocjonować nimi. Swoją współpracę z Wimbledonem rozpoczął od chwili, gdy Anna Davis, właścicielka firmy sokolniczej, pojawiła się na trybunach i z przerażeniem dostrzegła, jak wiele ptaków mieszka na kortach. Chwile grozy organizatorzy wielkoszlemowego turnieju przeżyli w 2012 roku, gdy Rufus został skradziony. Porównywano to nawet do wpadki Anglii przed mundialem 1966 roku, na szczęście ptak się odnalazł. Gdy informacja o kradzieży myszołowca obiegła media, a londyńska policja postawiona została na nogi, sprawcy sami go oddali. Praca na Wimbledonie jest dla Rufusa sezonowa. Poza lipcem zatrudnia go opactwo westminsterskie, by tam strzegł porządku i straszył gołębie. To jego praca etatowa, za którą dostaje ulubioną mieszankę mięsa z kur, pardw i kuropatw oraz bażantów. Zasłużył. Mały gryzoń uratował Ukrainę. Teraz sam ginie na wojnie