Oglądanie Huberta Hurkacza w meczu z Janem Choinskim było wielką przyjemnością. Kibice spragnieni prawdziwego, męskiego tenisa, wybrali wymarzone spotkanie, bowiem obaj zawodnicy w swoim repertuarze mają potężne uderzenia. I imponują na polu serwisowym. Choinski do pewnego momentu także pewnie wygrywał swoje podania, później było mu już trudniej utrzymać taką powtarzalność, jaką demonstrował faworyzowany "Hubi". Hubert Hurkacz: Starałem się być agresywny i wywierać presję Z boksu Polaka często posyłane były komendy, ale bardzo spokojne, stonowane. Będące krótkimi podpowiedziami, utrzymujące poziom koncentracji lub zagrzewające do walki, gdy na horyzoncie było przełamanie. Szefem naturalnie był główny szkoleniowiec, Craig Boynton. - Nie zawsze jest to proste. Czasami pojawia się między nami komunikacja, bo chodzi o to, żeby umieć we właściwy sposób reagować w różnych momentach. Znamy się z trenerem od wielu lat, więc tak naprawdę Craig doskonale wie, co ja czuję na korcie. I wtedy adekwatnie reaguje, aby coś zmienić lub podtrzymać ten stan - powiedział Hurkacz. W sąsiedztwie szkoleniowca siedział tata naszego zawodnika i w pewnych momentach także dodawał swojej latorośli wiatru w żagle. Hurkacz zestawił rolę trenera ze swoim tatą. I zaskoczył Specyfika meczu z Choinskim, reprezentującym od 2019 roku Wielką Brytanię synem Polaka i Angielki, urodzonym w Niemczech, polegała też na tym, że swego czasu obaj nieźle się poznali. Trener pochodzącego z Koblencji tenisisty, Paweł Strauss, w rozmowie z Interią przypomniał, że w wieku juniora mieli okazję grać wspólnie w deblu. I nawet w duecie triumfowali, wygrywając jeden z turniejów w Londynie, krótko przed Wimbledonem. - Niemniej już od kilku lat nie miałem okazji grać przeciwko Jankowi, więc musiałem się trochę zaadaptować w trakcie meczu. I patrzeć, w jaki sposób on gra, a następnie reagować. Dlatego starałem się być agresywny i wywierać presję na nim, co w miarę działało. Generalnie granie na trawie promuje agresywny tenis i chodzenie do siatki, a dzięki temu wywarcie presji na przeciwniku. I to starałem się w jakiś sposób realizować - opowiadał nasz zawodnik po awansie do trzeciej rundy turnieju. Artur Gac, Wimbledon