O ostatnich tygodniach Mirra Andriejewa stała się wielkim objawieniem w świecie kobiecego tenisa, raz po raz zachwycając fanów i ekspertów swoją znakomitą formą i eliminowaniem kolejnych faworytek. 16-latka zmagania w Wimbledonie rozpoczęła od kwalifikacji, a ostatecznie otarła się o ćwierćfinał. Nie zdołała jednak awansować do najlepszej ósemki wielkoszlemowych zmagań, bo na jej drodze stanęła Amerykanka - Madison Keys. Podczas poniedziałkowego spotkania Mirra Andriejewa dwukrotnie podpadła sędziującej mecz doświadczonej szwedzkiej sędzi - Louise Azemar Engzell. Do pierwszego "incydentu" doszło na finiszu drugiego seta, którego po tie-breaku wygrała Madison Keys. Rosjanka ewidentnie nie mogła się z tym pogodzić i rzuciła swoją rakietą. Do drugiej, wzbudzającej mnóstwo dyskusji sytuacji doszło pod koniec trzeciej partii. Wówczas w trakcie jednej z kluczowych wymian tenisistka z Rosji ponownie wypuściła rakietę z dłoni z dużą siłą. - To był ślizg, upadłam - tłumaczyła się nastolatka, ale pani arbiter pozostała nieubłagana i przyznała dodatkowy punkt Madison Keys, która tym samym miała piłkę meczową. Co za wiadomość po meczu Świątek. Rywalka wypaliła. Fani nie wytrzymali Wimbledon. Mirra Andriejewa ukarana. Musi zapłacić za swoje "wybryki" Ostatecznie to zawodniczka ze Stanów Zjednoczonych awansowała do ćwierćfinału, a wściekła Mirra Andriejewa nie podała po meczu ręki Louise Azemar Engzell. Tłumaczyła się także z tego, co wydarzyło się na korcie. Na nic zdały się jednak jakiekolwiek tłumaczenia, bowiem na Rosjankę nałożono kolejną karę - tym razem finansową. Jak poinformował dziennikarz James Gray za oba swoje wybryki będzie musiała zapłacić osiem tysięcy dolarów. We wtorek swój ćwierćfinałowy mecz na Wimbledonie rozegrała liderka światowego rankingu - Iga Świątek. Niestety, Polka odpadła z turnieju, przegrywając w trzech setach z Eliną Switoliną. Po spotkaniu ukraińska tenisistka nie kryła uznania dla naszej reprezentantki za jej postawę na i poza kortem. Fatalnie, Iga Świątek oszukana w kluczowym momencie. Koszmarny błąd sędziów