Wyniki osiągane przez Mirrę Andriejewą w ostatnich trzech miesiącach wielki szacunek. W połowie kwietnia 15-letnia jeszcze zawodniczka była daleko w rankingu WTA, musiała grać w turniejach ITF. Wykorzystała pierwszą okazję, i dziką kartę w Madrycie, by pokazać się całemu światu. Pokonała ją dopiero Aryna Sabalenka i była to jedna z trzech porażek młodziutkiej Rosjanki w w tym czasie w... 29 spotkaniach! Ona w Londynie grała już swój siódmy pojedynek, musiała przecież przejść kwalifikacje. Później ograła Xiyu Wang, Barborę Krejcikovą i Anastazję Potapową - z każdym kolejnym spotkaniem wywołując coraz większe zaskoczenie. Dziś miała szansę na trzeci z rzędu triumf w starciu z zawodniczką z TOP 30 listy WTA. A przecież Mirra Andriejewa zaczynała ten turniej będąc jeszcze poza setką światowego rankingu - stąd jej konieczność gry w kwalifikacjach. Dziś w wirtualnym rankingu mogła być już na 47. pozycji, została jedyną zawodniczką z eliminacji w boju. Już osiągnęła coś, o czym zwykle 16-letnie zawodniczki mogą tylko pomarzyć. Sama zaś Andriejewa podkreślała, że jest... normalną nastolatką. - Uwielbiam oglądać niektóre seriale, ale muszę też chodzić do szkoły. Nie mam wyboru. Muszę cierpieć jeszcze dwa lata - mówiła wczoraj dziennikarzom. Madison Keys marzyła o sukcesie w Wimbledonie. Miała ku temu podstawy Tym razem jej "ofiarą" miała być Madison Keys, a przecież Amerykanka wiązała z Wimbledonem ogromne nadzieje. O tym, że ma wielki potencjał, wiadomo od dawna. Jako 21-letnia tenisistka doszła siedem lat temu do siódmej pozycji na świecie, grała w finale US Open. Właściwie tylko w londyńskim Wielkim Szlemie mogła czuć się niedowartościowana, jedynie tu nigdy nie przebrnęła ćwierćfinału. Gdy już do niego doszła, osiem lat temu, przegrała zacięty, trzysetowy bój z Agnieszką Radwańską. Teraz była świetnie przygotowana, do czwartej rundy dobrnęła bez straty seta i większego stresu, a przed Wimbledonem wygrała prestiżowy turniej w Eastbourne. Swój pierwszy turniej na trawie od... siedmiu lat. I na dodatek bez przegrania choćby jednego seta, a to o czymś świadczyło. Amerykanka kapitalnie zaczęła, Rosjanka skończyła. Niesamowity przebieg pierwszego seta Rosjanka zdawała sobie sprawę z tego, że Amerykanka gra niezwykle mocno. Od początku ustawiała się dość daleko za linią końcową i... początkowo niewiele mogła zrobić. Keys "na sucho" wygrała swojego gema serwisowego w nieco ponad minutę, za chwilę wygrała dwie piłki przy serwisie Andriejewej. Widać było, że to ona dyktuje warunki. Szybko przełamała 16-latkę efektownym minięciem, gdy tylko Mirra ruszyła do siatki. Wydawało się, że Keys będzie taką lepszą wersją Anastazji Potapowej, która wczoraj też bardzo mocnymi uderzeniami próbowała "złamać" Andriejewą. Nie dała rady, bo popełniała za dużo błędów, a młodziutka zawodniczka z Syberii cierpliwie przebijała piłki w ostatnie centymetry kortu. Teraz sytuacja zaczęła się powtarzać, Amerykanka straciła rezon z pierwszych dwóch gemów, była w dość prosty sposób zaskakiwana. Dość szybko straciła przewagę przełamania, po siedmiu gemach to Andriejewa wygrywała już 4:3 i serwowała. 16-latka grała w niezwykle mądry sposób, była cierpliwa, szukała okazji do przejścia do ataku, bo zwykle początkowo znajdowała się w defensywie. Po dwóch świetnych serwisach na ciało Keys, obroniła break pointa, a za chwilę wykorzystała pierwszą szansę na 5:3. Zapachniało więc kolejną sensacją z udziałem nastolatki, która wygrała partię 6:3. 16-latka była już o kroczek od ćwierćfinału. Wtedy "obudziła się" Madison Keys A ta sensacja była coraz bliższa z niemal każdym kolejnym gemem drugiego seta. Andriejewa szybko przełamała rywalkę, grała jak zawodniczka z topu z dziesięcioletnim doświadczeniem. Gdy tylko Amerykanka zagrała mocniej w środek kortu, od razu była kontrowana. Keys szukała wielu rozwiązań, by jakoś oszukać swoją przeciwniczkę, ale żadne nie było skuteczne. Andriejewa doskonale biegała, popełniała mniej błędów (w tych niewymuszonych w połowie drugiego seta było 9:24 na niekorzyść Amerykanki), a przecież też miała całkiem sporo winnerów. Rosjanka prowadziła 3:0, później 4:1 i miała szansę na kolejne przełamanie, prawdopodobnie oznaczające już koniec marzeń Amerykanki. Keys w bardzo mądry sposób się jednak wybroniła. Musiała jednak poszukać przełamania, bo bez tego nie dokonałaby żadnego zwrotu w tym spotkaniu. I tę szansę dostała, a nawet dwie, w kolejnym gemie. Przy stanie 15:40 Amerykanka bardzo dobrze poszła do siatki, miała piłkę na 3:4. Zmarnowała ją, ale za chwilę doszło do cudownej akcji, w której obie zagrały znakomicie. Keys pobiegła do kątowego zagrania Andriejewej. Zdążyła, przerzucając rakietę z prawej do lewej ręki i zagrała kapitalnego forhendowego krosa za siatkę. Znakomita końcówka drugiego seta. Keys mogła jeszcze wszystko zmienić Było wiec 4:4, teoretycznie rywalizacja w tym secie zaczynała się od początku. Rosjanka cały czas znajdowała się w defensywie, ale starała się zmuszać rywalkę do biegania po korcie. Udało jej się odmienić tendencję, wygrała swojego gema, co skwitowała głośnym "Come on!". Keys znalazła się pod presją, teraz to ona musiała wygrać, by zostać na dłużej w tym spotkaniu. Dała radę, doszło do tie-breaka, który układał się po myśli Amerykanki. Szybko uzyskała minibreaka, poszła za ciosem (3:0). To był chwile, gdy Keys wreszcie wygrywała wszystkie dłuższe akcje, nie wyrzucała piłek na auty. Problem miała jedynie z serwisami na ciało Andriejewej, a Rosjanka z nich zaczęła korzystać. Kwalifikantka wyrównała na 4:4, ale przegrała kluczową, kolejną akcję. Keys miała dwa serwisy, by zakończyć seta. I tej sztuki dokonała. Rosjanka przegrała z nerwami. Ukarana przez sędzię, za chwilę przegrała całe spotkanie Rozstrzygała więc trzecia partia, w której Andriejewa zaczęła się mocno denerwować. W pierwszym gemie uzyskała dwa break pointy, nie wykorzystała ich. Za chwilę sama została gładko przełamana, przeżywała bardzo trudne chwile. Popełniała błąd za błędem, była coraz bardziej bezradna. Niemal jak w decydujących momentach starcia z Coco Gauff podczas Rolanda Garrosa. Keys za to grała jak natchniona, podwyższyła na 3:0, była już praktycznie pewna swego. Andriejewa miała jeszcze dwie okazje na przełamanie powrotne, ale ich też nie wykorzystała. Gdy serwowała na 3:5, prowadziła 40:30 i przegrała ważną akcję. Rzuciła rakietą w kort, dostała karę od szwedzkiej sędzi meczu Louise Azemar Engzell. A to dlatego, że podobną rzecz zrobiła już pod koniec drugiej partii, gdy jej nie szło - wtedy zakończyło się na ostrzeżeniu. Teraz straciła punkt, z czym nie mogła się zgodzić, to zaś oznaczało piłkę meczową dla Keys. I już pierwszą szansę Amerykanka wykorzystała. W nagrodę zagra o historyczny półfinał z Jekateriną Aleksandrową lub Aryną Sabalenką. A Andriejewa? Mogła zostać najmłodszą zawodniczką od 1997 roku, której udało się awansować do ćwierćfinału londyńskiego turnieju, wtedy dokonała tego Anna Kurnikowa. Wielki, niespełniony do końca talent. Kurnikowa była wówczas o pięć tygodni młodsza od obecnej Mirry, zresztą po pokonaniu Ivy Majoli zameldowała się nawet w półfinale. I dopiero tam sposób na nią znalazła genialna Martina Hingis, wówczas też... 16-latka.