Trudno wyobrazić sobie większego pecha, niż w losowaniach tegorocznych turniejów Wielkiego Szlema miała Marta Kostiuk. Owszem, Ukrainka zaczynała rok w okolicy 70. miejsca w światowym rankingu, a wtedy trudno liczyć "na cuda" w głównej drabince. W Australian Open wylosowała więc rozstawioną z nr 27 Amandę Anisimovą, pokonała ją. Dopiero w trzeciej rundzie odpadła w starciu z Jessicą Pegulą. Tyle że później Ukrainka była już w okolicach 34.-38. miejsca na liście WTA, brakowało jej naprawdę niewiele do rozstawienia w Rolandzie Garrosie, Wimbledonie czy US Open i gwarancji starć z niżej notowanymi rywalkami w dwóch pierwszych rundach. Nie udało się, a pech polegał na tym, że w Paryżu trafiła od razu na Arynę Sabalenkę, w Londynie na Marię Sakkari, w Nowym Jorku - na Jelenę Rybakinę. Pokonała jedynie Greczynkę, choć pierwszego seta przegrała wtedy 0:6, w starciach z Białorusinką i Kazaszką nie miała nic do powiedzenia. Potężna siła atutem Jeleny Rybakina. Marta Kostiuk była bezradna Rybakina nie prezentuje się ostatnio tak dobrze, jak w pierwszej części sezonu. Półfinał turnieju w Montrealu to jeszcze w miarę dobre osiągnięcie, kontuzja i niespodziewana porażka w starciu z Jasmine Paolini w Cincinnati - już nie. Do tego doszła jeszcze scysja z trenerem Stefano Vukovem i niepokój po odnowieniu urazu barku. Dziś prawy bark miała otejpowany, ale sądząc po sile uderzeń tą właśnie ręką - nie miało to żadnego znaczenia. To właśnie siła była jej atutem w starciu z Kostiuk, zwłaszcza siła serwisu. Nie było tego widać może w liczbie asów, bo dwa w pierwszym secie to przeciętny wynik, jak na Rybakinę, ale już w wygrywających zagraniach - tak. Jedynie w swoim drugim gemie serwisowym Kazaszka miała problemy, choć wtedy prowadziła już 2:0. Ukrainka wykorzystała czwartego break pointa i... jedyny raz w całym spotkaniu przełamała faworytkę. Klęska czołowej tenisistki świata. Trzeci raz w Szlemie stało się to samo Kostiuk broniła się jak mogła - nawet w sensie dosłownym. Uderzyła się nawet przypadkowo rakietą w udo, miała dużego siniaka i odczuwała ból - w drugim secie musiała nawet poprosić o pomoc fizjoterapeutkę, co zaskutkowało też przerwą medyczną. W ostatnim gemie broniła aż pięciu piłek setowych, w końcu jednak poległa. Przegrała 2:6. Jelena Rybakina w drugiej rundzie US Open. Oddała rywalce tylko trzy gemy Rybakina dominowała w każdym elemencie. Starcie, które miało być jednym z ciekawszych w pierwszej rundzie, okazało się być jednostronnym. Kostiuk irytowała się, próbowała coś zmienić, w drugiej części drugiego seta stawiała już wszystko na jedną kartę. Próbowała, tak jak Rybakina, grać siłowo. Efektów jednak nie było. Ukrainka zdołała wygrać ledwie jednego gema, w kilku innych walczyła na przewagi. Niewiele to dało. Po blisko 90 minutach zeszła z kortu pokonana, dla niej turniej singlowy się skończył. Rybakina wygrała 6:1, 6:2, awansowała do drugiej rundy. Tu zmierzy się albo z Węgierką Panną Udvardy, albo z Australijką Ajlą Tomljanovic.