Jelana Rybakina nie prezentuje się ostatnio tak dobrze, jak w pierwszej części sezonu. Półfinał turnieju w Montrealu to jeszcze w miarę dobre osiągnięcie, kontuzja i niespodziewana porażka w starciu z Jasmine Paolini w Cincinnati - już nie. Do tego doszła jeszcze scysja z trenerem Stefano Vukovem i niepokój po odnowieniu urazu barku. W meczu z Kostiuk prawy bark miała otejpowany, ale sądząc po sile uderzeń tą właśnie ręką - nie miało to żadnego znaczenia. Urodzona w Rosji, ale reprezentująca Kazachstan tenisistka poradziła sobie z ukraińską zawodniczką, wygrywając 6:2, 6:1 i pewnie awansując do kolejnej rundy. Mimo kłopotów zdrowotnych i spadku formy Rybakina nadal pozostaje jedną z głównych faworytek do końcowego triumfu. Rosjanki oszukują tenisowe władze. Ukrainka ma już dość Zaskakująca odpowiedź Rybakiny. Kogo jeszcze się boi? Dla Rybakiny ostatnie miesiące są bardzo intensywne. Tenisistka w poprzednim sezonie wygrała swój pierwszy turniej Wielkiego Szlema, triumfując w Wimbledonie, a na początku tego roku dotarła do finału Australian Open. W międzyczasie wygrywała ze wszystkimi tenisistkami ze światowej czołówki, w tym z Igą Świątek, Aryną Sabalenką czy Ons Jabeur. Jednak po meczu z Kostiuk, zapytana, czy kogoś się jeszcze obawia, odpowiedziała szczerze. "Tylko siebie". I choć może wydawać się to zaskakujące, to jednak śledząc jej karierę można odnieść wrażenie, że niektóre spotkania bardziej niż z rywalkami przegrywała właśnie sama ze sobą. Niepokojąca wizja dla Świąte. Rybakina i Sabalenka w cieniu kolejnej rywalki