Było w tym spotkaniu kilka momentów, gdy widać było, że spotkanie może wymykać się naszemu asowi spod kontroli. 20-letni Shintaro Mochizuki, który dotąd nie wygrał żadnego meczu w Wielkim Szlemie, wykorzystał fakt, że Hurkacz bardzo przeciętnie wszedł w to spotkanie i zapragnął zgotować mu piekło. Gdy już zaczął "grillować" ósmego tenisistę świata, czyli wyszedł na prowadzenie w setach 2:1, dopiero wtedy Polak zerwał się, jak - nomen omen - poparzony. Hubert Hurkacz zapewnia: Byłem pozytywnie nastawiony Zapytany przez dziennikarza Interii, czy strach realnie w takiej chwili zaglądał mu w oczy, odparł: - Zacząłem grać trochę lepiej. Też wiem, że jestem na tym pułapie, iż mój poziom może wzrosnąć. Gra się tutaj do trzech wygranych setów i były takie momenty w tym meczu, gdy nie grałem na moim poziomie, ale byłem pozytywnie nastawiony do tego, że ta gra w końcu przyjdzie - powiedział nasz gwiazdor. Zwłaszcza w tym okresie meczu, trener Craig Boynton posyłał z trybun wiele podpowiedzi do swojego podopiecznego. A tak naprawdę szukał ich sam wrocławianin, który po nieudanych zagraniach odwracał głowę za siebie, skąd szkoleniowiec krótko dzielił się z nim wskazówkami. Dociekaliśmy, jakie dokładnie rady przekazywał mu Amerykanin. - Dokładnie nie pamiętam. Mówił ogólnie, żeby czasami podnosić mu piłkę na forhend, aby później przejmować inicjatywę. Tak naprawdę było trochę tej komunikacji, ale zazwyczaj ona jest prosta podczas spotkań - odparł ze spokojem nasz najlepszy singlista. Skonfrontowany ze słowami swojego serdecznego kolegi, szczypiornisty Kamila Syprzaka, który uśmiechał się, że Hurkacz jest uzależniony od emocji, dlatego podnosi sobie temperaturę starć z niżej notowanymi rywalami, nieco bardziej się rozweselił. Pytanie brzmiało bowiem, czy nasz wyśmienity piłkarz ręczny szuka tym trochę pocieszenia. Zaś w innym wątku konferencyjnego spotkania zaznaczył, iż miał świadomość obecności na meczu Syprzaka. - Pisałem z Kamilem, sam trzymam za niego kciuki. Jest super osobą - komplementował rodaka, na co dzień zawodnika Paris Saint-Germain. Relaks w stylu Hurkacza. Deszcz pozwolił mu obejrzeć... Formułę 1 Mecz storpedowała aura, a konkretnie ulewny deszcz, który w pewnej chwili przegonił zawodników i wszystkich widzów z odkrytych kortów. Każdy szukał schronienia, a zawodnicy przy stanie 5:2 dla Polaka w ostatniej partii zniknęli aż na godzinę, co nigdy nie jest komfortową sytuacją. Jeden z dziennikarzy dopytał Huberta, jak spędził ten czas oczekiwania, w jaki sposób go sobie wypełnił. - Trochę rozciągałem się, później znowu rozgrzewka i trochę oglądania wyścigu Formuły 1, który akurat leciał w telewizji. Staraliśmy się być w miarę zrelaksowani, żeby nie trzymać napięcia, a w odpowiednim czasie wrócić do skupienia i walki - wyłożył karty nasz as po starciu z triumfatorem juniorskiego Wimbledonu z 2019 roku. Kolejny przedstawiciel mediów dociekał, co w swoim tenisie zmienił nasz zawodnik, że od czwartego seta zaczął przypominać gracza z innej półki na tle ambitnego Japończyka. - Tak naprawdę jeszcze bardziej skupiłem się na taktyce, dzięki czemu dobrze rozpocząłem tego seta i później wszystko dobrze się ułożyło - zaznaczył, ale przez wzgląd na zajmującego dopiero 163. w rankingu ATP przeciwnika jakby nie chciał przeceniać faktu, że wszedł na wyższy poziom i poczuł, iż w końcu gra swój tenis. - Niekoniecznie, ale po prostu grałem wtedy wystarczająco dobrze - krótko zareagował Hurkacz. Artur Gac, Paryż