Wybuch emocji na kortach Rolanda Garrosa. Rosjanka w barwach Francji poruszona. Graczowa: Zapamiętam do końca życia
Rodowita Rosjanka Warwara Graczowa, która dopiero od czerwca zeszłego roku reprezentuje Francję, mogła się poczuć dzisiaj jak stuprocentowa obywatelka nowej metropolii, nieprawdopodobnie fetowana przez tłum kibiców po zwycięstwie nad Rumunką Iriną-Camelią Begu 7:5, 6:3. Stawką meczu tenisistki urodzonej w Moskwie był awans do 1/8 finału French Open. Atmosfera na trybunach i wokół stadionu, gdzie także gromadziły się tłumy widzów przed telebimem, wywoływała dreszcze, a zawodniczka już powiedziała, że chce zapamiętać ten dzień do końca życia.

Po wczorajszej porażce w singlu kobiet notowanej na 136. miejscu Chloe Paquet (pokonana w dwóch setach przez Czeszkę Marketę Vondrousovą), francuska publiczność całą nadzieję mogła pokładać już tylko w jednej kobiecie - właśnie Warwarze Graczowej.
Życiowy sukces nowej Francuzki. "Życie jest łatwiejsze, gdy jesteś akceptowany"
23-letnia tenisistka (88. WTA) jeszcze w zeszłym roku występowała jako reprezentantka kraju swojego urodzenia, czyli Rosji. W końcu jednak postanowiła zmienić obywatelstwo, choć zapewniała, że na jej decyzję nie wpłynęła sytuacja polityczna, związana z prowadzoną przez Federację Rosyjską wojną w Ukrainie, a wraz z nią pewnymi sankcjami nakładanymi na sportowców z tych krajów.
Graczowa brzmiała przekonująco, bowiem to nie było tak, że chwilę wcześniej przeniosła swoje życie do Francji. Utalentowana zawodniczka już osiem lat temu przybyła do Cannes, a więc miała sporo czasu, aby zasymilować się z francuską społecznością i zdążyć zapracować na sympatię. A w kolejnym kroku została naturalizowaną Francuzką.
Dowód na pełną akceptację we Francji wybuchł, niczym wulkan, po meczu z Rumunką Begu. Nim doszło do erupcji, mieliśmy mnóstwo znaków, że Graczowa ma za sobą niemal całą publiczność na drugim najważniejszym kortem kompleksu, czyli Suzanne-Lenglen. Niemal każdy punkt, a już zwłaszcza te, zdobywane w efektownym stylu, były donośnie fetowane przez tysiące fanów "Trójkolorowych".
Namiastka wybuchu nastąpiła na finiszu pierwszego seta, a prawdziwa eksplozja emocji uwolniła się w momencie, gdy do niedawna 39. rakieta świata zdobyła ostatni punkt na wagę zwycięstwa i awansu.
Wrzawa, która poniosła się z trybun, niosła się daleko poza obręb tego 10-tysięcznika, a słyszana mogła być na najdalej położonych kortach otwartych. Kulminacją była chwila, gdy paryska publiczność zaczęła śpiewać "Marsyliankę", a do hymnu zaczęli dołączać także niektórzy kibice z nieprzebranego tłumu fanów w tym ruchliwym miasteczku, wędrujący we wszystkich możliwych kierunkach.
Dziennikarze francuskiego "Le Figaro" pisząc o "świetlistej Graczowej" sami zaakcentowali, jak pięknie rezonował, wywołując dreszcze, odśpiewany hymn narodowy "na dworze Suzanne-Lenglen".
- Po meczu nie mogłam w to uwierzyć. Jestem bardzo zadowolona z tego turnieju, tej atmosfery, to zaszczyt być tutaj z wami, dziękuję. Chcę zapamiętać tę chwilę do końca życia. Życie jest łatwiejsze, gdy jesteś akceptowany - powiedziała wzruszona i przeszczęśliwa Graczowa w rozmowie z France TV. To jej pierwszy w karierze awans do najlepszej szesnastki wielkoszlemowego French Open. Co więcej, w tym turnieju 23-latka, która nie jest w tej samej połówce drabinki co Iga Świątek, nie straciła jeszcze ani jednego seta.
Artur Gac, Paryż
Zobacz również:
- Djoković przegrał w półfinale Wimbledonu. Po meczu niepokojące słowa, w tle koniec kariery
- Wieszczył sukces Świątek, teraz taka diagnoza. Porównał ją do paskudnego zwierzęcia
- Iga Świątek przed finałem Wimbledonu: „Czuję równowagę i radość z gry”
- Zaskoczenie przed finałem Wimbledonu. Williams wraca na kort, podano datę


