Od początku niewiele grało w starciu Polki w pierwszej rundzie na paryskiej mączce. Magda Linette w starciu z faworyzowaną Ludmiłą Samsonową nie miała w swoim repertuarze atutu, którym byłaby w stanie uczynić przewagę i przeciwstawiać się bardzo dobrze dysponowanej przeciwniczce. Na polu serwisowym więcej traciła niż zyskiwała, a gdy zagrywkę przejmowała Rosjanka, problemy tylko się piętrzyły. Tak naprawdę jedynym momentem, gdy ręce same składały się do oklasków, były trzy pierwsze punkty w otwierającym gem meczu. Ile to mogło znaczyć w kontekście całego spotkania, które było bardzo słabe w wykonaniu naszej gwiazdy, nie przystoi rozprawiać. Magda Linette ma wspaniałych kibiców. Tomasz dotarł, ale radość się ulotniła Linette mogła liczyć na doping, chwilami sama dodawała sobie animuszu, ale takich momentów, gdy choćby mową ciała wierzyła w sukces, było być może tylko tyle, co oklasków do stanu 40:0 na początku batalii z Samsonową. Częściej dostrzeć można było z wysokości niewielkich trybun, które sprawiały, że zawodniczki widziało się z odległości zaledwie kilku metrów, narastającą irytację na twarzy i w postawie Linette. Dużo podpowiedzi otrzymywała ze swojego narożnika, gdzie wielokrotnie sama wodziła wzrokiem. Ale gdy widziała, że niewiele układa się po jej myśli, traciła wiarę w siebie. To była krótka robota, która zamknęła się w 1 godzinie i 8 minutach. - To jest ta duża różnica między Igą Świątek, a choćby właśnie Magdą. Iga, gdy rywalka jej odskakuje, cały czas się motywuje i całą sobą daje do zrozumienia, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. A u Magdy tego nie dostrzegam w kryzysowych momentach - dzielił się wrażeniami siedzący obok mnie kibic. Okazało się, że jest poznaniakiem, od trzech lat z wielkoszlemowych turniejów wybiera właśnie Rolanda Garrosa. Właśnie od dzisiaj Tomasz Witkowski zapragnął być na kortach, pomimo nieoczekiwanych problemów z lotem do stolicy Francji. Pan Tomasz oszacował także, jaką kwotę musiał przeznaczyć na bilety i całościowo z jakim wydatkiem wiąże się jego tygodniowy pobyt nad Sekwaną. System elektronicznych biletów ma braki. Kibic wskazuje lukę - Bilety na otwarte korty na jeden dzień kosztują po 35 euro, czyli w moim przypadku razy dwa. Jeden całodniowy bilet na duży kort to wydatek 65 euro, a ostatni bilet nabyłem za około 50 euro. Czyli całościowo, jeśli chodzi o wejściówki, na cztery dni zamknę się w kwocie 200 euro. Sumując wszystkie koszty szacuję, że z lotami i noclegiem Paryż będzie mnie kosztował 2000, maksymalnie 2500 złotych - wyliczył pan Tomasz. Ubolewa tylko, że organizatorzy wciąż nie wprowadzili rozwiązania, mimo systemu z biletami elektronicznymi, by możliwa była zamiana w ostatniej chwili. Kupując wcześniej wejściówki nie wiadomo bowiem, czy danego dnia większą atrakcją będzie oglądanie meczów na jednym z trzech kortów głównych, czy lepiej udać się na obiekty boczne, gdzie do walki można zagrzewać rodaka lub jednego ze swoich ulubionych zawodników. - W każdym razie z doświadczenia wiem, że lepiej przyjechać na pierwszy tydzień. Wówczas po prostu więcej jest spotkań i można obejrzeć dużo więcej meczów niż w dalszej fazie zawodów - dodał nasz rozmówca. Pan Tomasz z nostalgią opowiedział historię sprzed dwóch lat, gdy miał wielką satysfakcję właśnie po meczu Magdy Linette. Wówczas wybrał się na jedno z wydarzeń organizowanych przed gospodarzy turnieju na Polach Elizejskich, gdzie miał okazję zamienić kilka słów z jedną z byłych francuskich tenisistek. Już wiekową, dlatego nie skojarzył nazwiska. - Gdy wynikło, że jestem z Polski, to oczywiście tematem byli Iga Świątek i Hubert Hurkacz. Natomiast ja zaznaczyłem, że liczymy na Magdę Linette, a moja rozmówczyni grzecznie odparła, że przecież z Ons Jabeur nie ma żadnych szans. I co się stało? Patrzymy po godzinie na wyniki, a ona wyeliminowała Tunezyjkę. Wówczas to była chyba największa sensacja pierwszych dni turnieju kobiet - rozpromieniał poznaniak na to wspomnienie. Niestety teraz epilog jest dużo smutniejszy. Artur Gac, Paryż