Mecze z takimi rywalkami, jak Leolia Jeanjean w pierwszej rundzie wielkoszlemowego turnieju, są dla Igi Świątek tylko przystawką przed kolejnymi wyzwaniami. Najlepsza tenisistka świata weszła już na ten poziom, że znakomicie radzi sobie z pozycji faworytki, co ma kolosalne znaczenie, gdy turniej wkracza w dalszą fazę. Polka doskonale wie, że każdy zaoszczędzony wydatek energetyczny jest na wagę złota. Momenty w meczu Igi Świątek. Francuzi zachwyceni przełamaniem Pierwszy set zaczął pisać się według założonego scenariusza, może dlatego wraz z pierwszymi piłkami wiele miejsc na najważniejszym korcie kompleksu Rolanda Garrosa świeciło pustkami. 28-letnia Jeanjean dość szybko jednak pokazała, że ranga meczu z najlepszą rakietą świata i główną faworytką do trzeciego z rzędu triumfu jej nie sparaliżowała, ale dobrych momentów nie miała zbyt wiele. To znaczy może i dawałaby radę ugrać znacznie więcej niż tylko jednego gema w pierwszym secie, ale po drugiej stronie musiałaby stać rywalka nie tej klasy, co podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego. Okazały obiekt, który może pomieścił nieco ponad 15 tysięcy widzów, coraz bardziej gęstniał, a przeciwniczka - jak gdyby poczuła ten oddech trybun, po krótkiej przerwie sprawiła istną sensację. Już w otwierającym tę partię gemie przełamała Polkę, a jej fani z każdym kolejnym punktem zmierzającym do break-pointa byli coraz bardziej wniebowzięci. Doping zaczął nabierać rumieńców. Po trybunach niosły się gromkie oklaski, skandowanie: "Leolia, Leolia, Leolia", ale w ruch poszły także instrumenty muzyczne. Czteroosobowy, nazwijmy ich, klub kibica, wyposażony w trąbki i bęben zaczął intonować piosenki, które były podchwytywane przed wielu kibiców. Jeanjean, jakby napędzona okalającym obie trybuny cytatem przypisywanym Napoleonowi: "zwycięstwo należy do najbardziej wytrwałych", a wyniesione pod niebiosa przez lotnika i bohatera I wojny światowej Rolanda Garrosa (zapisał tę maksymę na śmigłach swoich samolotów), wzniosła się jakby ponad spodziewany poziom. Jednak tylko przez chwilę była w stanie wyżej zawiesić poprzeczkę. Od razu przegrała własne podanie, lecz w czwartym gemie jeszcze wykorzystała atut własnego serwisu. I to były te momenty, gdy rodacy tenisistki z Montpellier bawili się doprawdy przednio. Kibice potrafili jednak nagradzać także na powrót dominującą raszyniankę, pokazując że są wytrawną publicznością, delektującą się tenisem w wykonaniu jednej z jego obecnie największych gwiazd. Artur Gac, Paryż