Magdalena Fręch mocno postawiła się 13. tenisistce świata Darii Kasatkinie, ale tylko w pierwszym secie. Do stanu 5:5 i 40:0 Polka miała karty w ręku, aby co najmniej solidnie postraszyć rywalkę. Niestety przy swoim podaniu zupełnie pokpiła sprawę i to był pierwszy, kluczowy moment, który zdeterminował to spotkanie. Po chwili Rosjanka postawiła kropkę nad "i" swoim serwisem. Taktyka była prosta... "Rozganianie Daszy w lewo i prawo oraz wejście do przodu" Druga historia, na swój sposób niezrozumiała, zaistniała przy stanie 1:1 w drugim secie. U Kasatkiny przy dobiegu do piłki i doślizgu doszło do przeprostu prawej nogi. 27-latka przykucnęła, złapała się za kolano i potrzebowała pomocy fizjoterapeutki. Po kilkuminutowej przerwie, która bardziej zwiastowała, że to Fręch "poczuje krew" i zacznie dominować, spotkanie zaczęło toczyć się jeszcze bardziej pod dyktando przeciwniczki. Jak cała ta sytuacja wyglądała z perspektywy naszej rankingowo trzeciej najlepszej singlistki? - Myślę, że przede wszystkim pierwszy set miał na to wpływ, bo Dasza złapała pewność gry, pewność uderzeń. Tak naprawdę ja nie dostałam piłek za darmo, wszystko musiałam wypracować. Po tamtej stronie w ogóle nie było błędów, więc każda wygrana przeze mnie piłka musiała zostać zbudowana akcją. A z jej strony tych błędów nie było. Jeżeli tylko nie grałam na sto procent, to od razu rozprowadzała wymiany. Na pewno nie była moją wymarzoną przeciwniczką w pierwszej rundzie na tej nawierzchni. I jeszcze w takich warunkach, jakie panowały - oceniła Fręch. Te warunki to zamknięty dach nad kortem, co za tym idzie większa wilgotność, a więc niemożność zamknięcia akcji w 3-4 uderzeniach. Następnie Polka przyszła do znalezienia pozytywów, które mogą ją zbudować na starcie rozpoczynającego się sezonu na trawie. Fręch w poszukiwaniu agresywniejszej wersji. "Powinnam dużo więcej otwierać grą crossową" Taktyka na to spotkanie, w porównaniu do wydarzeń na korcie, na pewno miała być dużo bardziej kompletna. O to też zapytaliśmy zawodniczkę, czego nie udało jej się zrealizować, a przed spotkaniem wraz ze swoim trenerem Andrzejem Kobierskim wiedziała, że mogłoby dać jej przewagę. - Myślę, że zdecydowanie za dużo grałam jeszcze piłek po linii. Chciałam kończyć wymiany zdecydowanie szybciej, powinnam dużo więcej otwierać grą crossową. Taktyka była prosta, czyli rozganianie Daszy w lewo i prawo oraz wejście do przodu. Na początku to się udawało, ale później piłki zaczęły kapcieć i wymiany zaczęły się przedłużać. Pojawiały się błędy, skróty też nie były takie, jak bym sobie wymarzyła. Dwie-trzy piłki w drugą stronę i mogłoby być inaczej - dogłębnie odniosła się zawodniczka, której wielkoszlemowy wyczynem jest tegoroczna czwarta runda Australian Open. W Paryżu Magdalenie Fręch pozostała już tylko rywalizacja w deblu, podobnie jak Magdzie Linette, która dzień wcześniej nie poradziła sobie z Ludmiłą Samsonową. Artur Gac, Paryż