II wojna światowa przerwała wiele pięknych sportowych karier. Sportowcy ginęli na frontach, w obozach i łapankach. W Palmirach koło Warszawy rozstrzelano między innymi Janusza Kusocińskiego, mistrza olimpijskiego w biegu na 10 000 m z Los Angeles. Biegacz pracował w kawiarni "Pod Kogutem", gdzie rozprowadzał podziemną prasę. Gestapo aresztowało go w bramie jego domu. W więzieniu nikogo jednak nie wydał. A w tej samej kawiarni z Kusocińskim pracował Ignacy Tłoczyński. Znany przed wojną tenisista również działał w konspiracji, w 1944 r. walczył w Powstaniu Warszawskim. Został poważnie ranny w nogę, a pod koniec zrywu wzięty do niewoli. Tak znalazł się w obozie jenieckim niedaleko Salzburga. Przebywali tam jeńcy z wielu krajów. Wśród nich znalazł się trener tenisa z Francji, który w jednym z więźniów rozpoznał tenisistę, który tuż przed wojną podbijał korty Rolanda Garrosa. I zaproponował Tłoczyńskiemu niezwykły mecz. Nigdy nie był na meczu tenisa, a patronuje French Open. Powód zaskakuje Najpierw podawał piłki. Później został rozstawiony w Wimbledonie Tłoczyński zaczynał jako chłopiec od podawania piłek na poznańskich kortach. Już jako 15-latek zarabiał na życie, dając lekcje tenisa. Potem dostrzeżono w nim talent, dzięki specjalnej uchwale tenisowego związku odzyskał status amatora i zaczął występować w turniejach w Polsce oraz na całym świecie. Dwanaście razy zdobywał mistrzostwo kraju, w tym pięć razy w singlu. Apogeum jego formy przypadło na rok 1939. Świetnie spisał się w prestiżowym meczu Pucharu Davisa z Niemcami. To był maj, w meczu z reprezentacją III Rzeszy czuć było już napiętą atmosferę. Polska przegrała 2:3, ale Tłoczyński wygrał oba pojedynki singlowe. Znakomicie wypadł także we French Open. Dotarł do ćwierćfinału gry pojedynczej, gdzie w czterech setach pokonał go Amerykanin Bobby Riggs, późniejszy finalista turnieju. Żaden polski tenisista nie dotarł wcześniej do czołowej ósemki męskiego turnieju zaliczanego dziś w skład Wielkiego Szlema. A Tłoczyński dodał do tego jeszcze półfinał French Open w parze z Adamem Baworowskim. To wszystko sprawiło, że zajmował czołowe miejsca w wielu rankingach. Przed II wojną światową nie było jeszcze jednego obowiązującego zestawienia, jak ma to miejsce dzisiaj. Rankingi powstawały na bazie opinii uznanych ekspertów. W jednej z takich klasyfikacji Tłoczyński był nawet trzecią rakietą świata. Jego klasę potwierdziło rozstawienie w Wimbledonie - pierwsze w historii dla Polaka. Otrzymał "ósemkę", odpadł w trzeciej rundzie. Francuscy jeńcy powitali go oklaskami. "Champion de Pologne" Francuskiemu trenerowi, który rozpoznał Tłoczyńskiego w obozie pod Salzburgiem, musiały stanąć jednak przed oczami przede wszystkim występy Polaka w Paryżu. Zaproponował mu mecz we francuskiej części obozu. Jak opowiadał tenisista w rozmowie z Pawłem Plutą z magazynu "Tenis", po drodze musiał przedzierać się przez dziurę w drucie kolczastym i zmieniać mundury. - Gdy dostałem się do Francuzów, trudno mi było uwierzyć w to, co zobaczyłem. Kort z czarnej ubitej ziemi z wymalowanymi liniami, krzesło sędziowskie, a wokół kortu kilkuset widzów - jeńców! Dostałem szorty, buty i rakietę, sędzia zapowiedział, że wystąpi "Champion de Pologne Ignacy Tloczynski". Grałem całkiem nieźle, jak na tak długą przerwę, lecz przegrałem w pięciu setach. Umówiliśmy się na rewanż, ale już w następną niedzielę rozegraliśmy debla - opisał polski tenisista we wspomnianej rozmowie. Przeprowadzono ją w 1997 r. i była pierwszym powojennym wywiadem w polskich mediach z jednym z najlepszych polskich tenisistów w historii. W PRL-u Tłoczyński został bowiem wymazany z kart polskiego sportu. I to mimo że w Wimbledonie grał jeszcze do 1953 r., już po wojnie po raz drugi wygrał też prestiżowy turniej w Nicei. O Tłoczyńskim nie wspominano, bo stał się niewygodny politycznie. Obóz w Austrii, w którym przebywał polski tenisista, wyzwoliła armia amerykańska. Tłoczyński przedostał się do Włoch, gdzie odnalazł II Korpus generała Władysława Andersa. Z nim trafił do Wielkiej Brytanii i rozpoczął życie na emigracji. W 1947 r. proponowano mu powrót do kraju na mecz Pucharu Davisa z Wielką Brytanią, ale z obawy przed aresztowaniem tenisista odmówił, co rozsierdziło polską prasę. Tłoczyński udowadniał jednak klasę i startował w turniejach na całym świecie. Ostatecznie osiadł w Edynburgu, gdzie zajął się pracą trenera. Do Polski nie wrócił, zmarł w Szkocji w 2000 r. w wieku 89 lat.