Ciężkie chmury wisiały nad kortem i podobnie wyglądał twój mecz z Ludmiłą Samsonową. Co przede wszystkim nie zagrało? Magda Linette: - Myślę, że miała naprawdę dużą kontrolę nad tym, co działo się na korcie. Grała mądrze, a zbytnio nie szalała jak zazwyczaj, bo wydaje mi się, że gra dość agresywnie i dużo więcej ryzykuje. Tym razem miałam wrażenie, że była dość powściągliwa, dlatego ciężko było ją złamać, musiałam wychodzić poza swoją strefę komfortu, przez co przydarzały mi się dość proste błędy. Po prostu czułam, że muszę zrobić w tym meczu dużo więcej niż zazwyczaj. Zawiódł cię przede wszystkim serwis? - Nie powiedziałam, że mnie zawiódł, ale faktycznie nie udawało mi się zdobywać po serwie przewagi. Myślę że Samsonowa dość dobrze czytała moje kierunki, kort był ciężki, więc nie pomagał mi przy serwisie, ale prędkości były zbliżone do tego, co zazwyczaj serwuję, moje podanie nie było dużo wolniejsze. A później, kiedy piłki wracają, czułam po prostu presję samych wymian, tego że ona wszystko bardzo kontroluje. Masz w tej chwili duży rozdźwięk między oczekiwaniami, a tym co się stało? A może jest jeszcze za wcześnie, by "ogarnąć" to emocjonalnie? - Myślę, że przede wszystkim czuję ogromne rozczarowanie. Tym bardziej, że poprzednie tygodnie były dla mnie dobre, treningi tutaj także naprawdę dobre. I tak naprawdę nic nie zapowiadało takiego meczu, jak ten z Ludmiłą. Czy ten wynik rodzi obawy z myślą o igrzyskach olimpijskich, czyli powrotem do Paryża? - Co do planów, to gram jeszcze tutaj debla, a później już naturalnie zaczynają się turnieje na trawie. A co do igrzysk, są one gdzieś za sześć tygodni, więc jeszcze dużo może się do tego czasu zmienić. Ale nie sądzę, aby ten mecz miał na to wpływ. A co do rankingu, szczerze nie sądzę, żeby moja pozycja była bardzo mocno zagrożona. Zdziwiłabym się, gdybym miała nie dostać się na igrzyska. Powiedziałaś, że rywalka grała mądrze, trochę odjęła z siły na rzecz precyzji. A jaki ty miałaś pomysł, by wyzbierać się z tego położenia? Jakie podpowiedzi słyszałaś od trenerów? Zapewne szukałaś jakiegoś planu B. - Chciałam przede wszystkim trochę bardziej ją ruszyć, ale ona wtedy, gdy przechodziłam do ataku, wracała z naprawdę bardzo dobrą defensywą. I przede wszystkim dość agresywną, bo bardzo rzadko dostawałam po moim ataku wolniejsze piłki, czego zazwyczaj się spodziewałam, żeby wejść w kort. Od razu spychała mnie do defensywy mimo tego, że czasami myślałam, iż mam nad nią jakąś przewagę. To było trudne, ponieważ kiedy próbowałam trzymać piłkę w korcie, ona bardzo spokojnie mnie rozrzucała po bokach, a gdy chciałam być agresywniejsza, to miałam wrażenie, że po pierwsze zaczynam siłować się z piłką, a po drugie zaczynam iść za daleko, za bardzo ryzykuję i w efekcie traciłam kontrolę. Z wysokości trybun można było odnieść wrażenie, że dość szybko mową ciała zaczęłaś dawać do zrozumienia, że tracisz rezon i nie widzisz możliwości na przejęcie inicjatywy. Istotnie sama prędko zrozumiałaś, że pewne zdarzenia w tym meczu są już nie do odwrócenia? - Szczerze nie. Cały czas gdzieś tam wierzyłam, może dopiero w ostatnim gemie, kiedy nie udało mi się dograć serwisu z 40:0, przyszło zrezygnowanie, bo miałam wrażenie, że naprawdę próbuję wielu rzeczy. Większa była frustracja, że nie mogę odnaleźć sposobu, ale na pewno nie było to zrezygnowanie. Jak przebiegała twoja pierwsza rozmowa ze sztabem szkoleniowym? Podzielali to, o czym nam mówisz, czy bardziej wskazywali na możliwości, których nie wykorzystałaś? - Nasza pierwsza rozmowa głównie jest o tym, co ja czułam. Kiedy schodzę z kortu to jestem bardzo emocjonalna i wtedy jestem w stanie powiedzieć im w większości, jakie miałam odczucia. Sama wtedy jeszcze nie myślę racjonalnie i logicznie, zwłaszcza po takiej dość mocnej przegranej, wobec czego oni wtedy też nie wchodzą ze swoimi przemyśleniami. Wiedzą, że jestem zbyt rozchwiana emocjonalnie, bym cokolwiek mogła znieść. Dajemy sobie trochę czasu, najpierw mają ode mnie pierwszy feedback, a dopiero później na spokojnie, gdy ochłoniemy, spotykamy się na bardziej merytoryczną rozmowę. I okazuje się, czy moje pierwsze odczucia po zejściu z kortu są nadal podobne, czy coś do tego czasu po mojej stronie uległo zmianie. Jeden z twoich kibiców, w dodatku krajan z Poznania, z rozrzewnieniem wspominał mecz sprzed dwóch lat, gdy w tym turnieju sprawiłaś sensację w starciu z Ons Jabeur. - Taki jest sport, prawda? Samsonowa zdobywała sporo punktów także z drugiego serwisu. Co było tak trudnego w jej drugim podaniu? - Myślę, że ona łapie naprawdę bardzo dobry kąt, zwłaszcza na stronę przewagi. Wyrzuca bardzo mocno z kortu i zwłaszcza, gdy ustawia się forhendem, jest bardzo trudno przeczytać, gdzie poleci kolejna piłka. Z drugiej strony ma sporo siły, więc jeśli ma dużą przestrzeń, wtedy jest bardzo trudno dojść do kolejnych piłek. W takiej sytuacji chce się zrobić z drugiego serwisu coś więcej. A z drugiej strony grała ten drugi serwis dość szybko, więc zrozumiałem, że czuje się naprawdę bardzo komfortowo. Rozmawiał i notował: Artur Gac, Paryż