Tegoroczny Roland Garros nie mógł rozpocząć się lepiej dla Magdaleny Fręch. 25-latka jako pierwsza z polskich singlistek rozpoczęła zmagania w wielkoszlemowym turnieju w Paryżu. I poradziła sobie znakomicie na korcie, wygrywając z reprezentantką Chin, Shuai Zhang 6:1, 6:1. Po meczu łodzianka nie kryła zadowolenia ze swojej postawy. "Bardzo mnie cieszy, że byłam skoncentrowana na tym co robię i potrafiłam wykorzystać błędy przeciwniczki. Wiem też, że od jakiegoś czasu zmaga się ona z problemami zdrowotnymi. Mimo wszystko to nie był łatwy mecz, bo trzeba było pilnować każdego punktu i nie dawać jej nadziei na odwrócenie losów spotkania. Kosztowało mnie to dużo energii" - mówiła. W innym humorze po meczu była Chinka, która podczas konferencji prasowej nagle zaczęła płakać, czym wywołała niemałe zaskoczenie na twarzach dziennikarzy. Fani wyrazili się jasno ws. Aryny Sabalenki. Chodzi o pytanie o wojnę Dramat rywalki Polki w Roland Garros. Nie potrafiła ukryć łez Emocjonalna reakcja Shuai Zhang mogła wynikać z jej ostatnich występów. Zawodniczka od dłuższego czasu jest bowiem bez formy i jak pokazał ostatni mecz w Paryżu, wciąż nie potrafi wrócić na właściwe tory. Jak się okazało, płacz Chinki był spowodowany innymi problemami. Jeden z zagranicznych dziennikarzy za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych wytłumaczył zachowanie 34-letniej kobiety. "Shuai Zhang nie mogła o tym mówić na konferencji prasowej, na której były chińskie media. Nie grała na igrzyskach olimpijskich w Tokio i miała dużo problemów z Chińską Federacją Tenisową. Jest pod ogromną presją i widać u niej wyczerpanie psychicznie. Od prawie trzech lat nie może wrócić do kraju, do Chin"- napisał na Twitterze Bendou Zhang, ekspert od tenisa. Na ten moment sportsmenka zajmuje 31. pozycję w rankingu WTA. Jest to jej najniższa lokata od sierpnia 2022 roku. Problemy na Rolandzie Garrosie. "Granie jak w lesie nad jeziorem". Wpłynie to na Igę Świątek?