O Mirze Andriejewej tenisowy świat poważniej usłyszał pod koniec kwietnia, gdy jeszcze przed 16. urodzinami świetnie zaprezentowała się w turnieju WTA 1000 w Madrycie. Pokonała byłą finalistkę US Open Leylah Fernandez, później rozstawioną Beatriz Haddad Maię, wreszcie - już w dniu swoich urodzin - naszą Magdę Linette. Wcześniej jej nazwisko nie było obce w tourze, bo przecież występuje tu jej starsza siostra Eirika, ale mimo wszystko przejście z rywalizacji juniorskiej do seniorskiej dla wielu tenisistek bywa bardzo trudne. Zwłaszcza tak młodych. Szły przez eliminacje jak burza. Trafiły na siebie w ich finale W Madrycie Andriejewą zatrzymała dopiero Aryna Sabalenka, która rundę wcześniej musiała stoczyć bardzo zacięty bój z Camilą Osorio. Niewysoka Kolumbijka świetnie czuje się na mączce, co potwierdziła zresztą w Rzymie, gdzie wyeliminowała m.in. Caroline Garcię. W Paryżu miała olbrzymiego pecha. Dostała numer 1 do drabinki eliminacyjnej, co znaczyło, że była tą pierwszą, dla której zabrakło miejsca w turnieju głównym. Aby je wywalczyć, musiała przejść trzystopniowe eliminacje. Pokonanie dwóch pierwszych przeszkód zajęło jej zaledwie 141 minut i 32 rozegrane gemy. Tyle że w tej decydującej potyczce czekała już właśnie Mirra Andriejewa - ona w pierwszych dwóch rundach rozegrała tylko 31 gemów i grała o cztery minuty mniej od rywalki. Andriejewa nie wytrzymała. Straciła punkt, rzuciła rakietą w kort Osorio świetnie zaczęła to spotkanie, po trzech gemach prowadziła już 3:0. Andriejewa sprawiała wrażenie trochę przygaszonej wydarzeniami na korcie, ale wtedy jeszcze reagowała na nie spokojnie. Tym bardziej, że dość szybko sytuacja zaczęła się zmieniać - Rosjanka dwukrotnie przełamała Kolumbijkę, wygrała cztery kolejne gemy. Nerwy pojawiły się już w ósmym gemie, w którym Andriejewa nie wykorzystała okazji na podwyższenie wyniku, straciła za to podanie. Później sytuacja się powtórzyła - prowadziła 5:4, serwowała po seta i znów Kolumbijka wyszła z tej sytuacji obronną ręką. To właśnie wtedy 16-latce nerwy puściły już całkowicie - z całej siły cisnęła rakietę na kort, ta poleciała kilka metrów w bok, ale nikogo nie uderzyła. Osorio miała wielką szansę na wygranie pierwszej partii. Wywalczyła piłkę setową w dwunastym gemie, kolejną miała przy stanie 7:6 w tie-breaku. Wtedy najpierw Rosjanka trafiła w linię, a po chwili Kolumbijka minimalnie się pomyliła. Obie prezentowały naprawdę znakomity tenis, a kibice, którzy z czasem coraz szczelniej wypełniali trybuny przy korcie nr 7, zdecydowanie się nie nudzili. Andriejewa irytowała się, krzyczała po rosyjsku, miała ochotę uderzyć rakietą w taśmę, gdy została minięta, ale powstrzymała się. Za to już na pewno zostałaby ukarana. I to ona ostatecznie wygrała pierwszego seta, po szalenie zaciętym tie-breaku, w którym było niemal wszystko. Ostatnią piłkę, na 10:8, wygrała jednak 16-latka z Rosji. Camila Osorio przełamała Rosjankę i wszystko straciła. Tych strat już nie odrobiła W drugiej partii emocje się nie zmniejszyły - jedna i druga bardzo ekspresyjnie reagowały na wygrywane piłki, publiczność wciąż żyła tym starciem. Każdy z pięciu kolejnych gemów był zacięty, ale w końcu Osorio przełamała Rosjankę, prowadziła 3:2. I wtedy jej gra się zacieła, za dużo było w niej dropszotów, za dużo kombinowania. Andriejewa wygrała trzy kolejne gemy, tego ósmego, przy serwisie Kolumbijki, do zera. I to ona była blisko końcowego triumfu, prowadziła 5:3. Osorio zdołała jednak "odbić" stracone podanie, ale musiała wygrać jeszcze jednego gema, by wyrównać. Nie dała rady - w kluczowym momencie popełniła podwójny błąd, za chwilę minimalnie wyrzuciła piłkę w aut i po 121 minutach walki zeszła z kortu pokonana. Ma jeszcze szansę dostanie się do głównej drabinki jako "szczęśliwa przegrana" - z turnieju wycofała się już Paula Badosa, niewykluczone, że inne zawodniczki też w ostatniej chwili zrezygnują.