Prawie 32-letnia Pawluczenkowa, finalistka zmagań na paryskich kortach sprzed dwóch lat, straciła niemal cały poprzedni sezon z powodu kontuzji, co spowodowało znaczący spadek w klasyfikacji tenisistek. W tym roku pochodząca z Samary, ale mieszkająca na stałe w Dubaju, zawodniczka mozolnie odrabia rankingowe straty, jednak nie wiadomo, czy to wystarczy, by w Londynie załapać się choćby do kwalifikacji. Na "dziką kartę" od organizatorów najbardziej prestiżowego turnieju na trawie Pawluczenkowa nie liczy. Zapytana o tę kwestię po zwycięskim meczu z Belgijką Elise Mertens 3:6, 7:6 (7-3), 6:3, najpierw wybuchła śmiechem, a później odpowiedziała: "Mówisz poważnie? Myślisz, że po sytuacji z zeszłego roku dadzą mi 'dziką kartę'?!". Tenis. Anastazja Pawluczenkowa nie liczy na występ w Wimbledonie Nawiązała do poprzedniej edycji Wimbledonu, którego organizatorzy jako jedyni w Wielkim Szlemie nie dopuścili do występu tenisistów z Rosji i Białorusi, co było skutkiem agresji tych krajów na Ukrainę w lutym 2022 roku. W odpowiedzi organizacje WTA i ATP nie przyznały punktów rankingowych za wyniki osiągnięte w stolicy Wielkiej Brytanii i nałożyły karę finansową. W tym roku zakaz dla zawodników z obu krajów-agresorów został zniesiony. "Wygląda na to, że sezonu w tym roku na trawie mogę w ogóle nie mieć" - podsumowała była 11. rakieta globu, która dzięki dotarciu do ćwierćfinału w Paryżu przesunie się w okolice 110. miejsca na liście WTA, a kolejny awans w Rolandzie Garrosie oznaczałby nawet lokatę w szóstej dziesiątce rankingu. Kolejną rywalką Rosjanki będzie Czeszka Karolina Muchova. Ich ćwierćfinałowe spotkanie odbędzie się we wtorek.