Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Jak traktujesz w swojej hierarchii turniejów wielkoszlemowych Roland Garros? Marek Furjan, komentator tenisowy w stacjach Eurosport i Canal+: Traktuję go lepiej niż wiele osób, które interesują się tenisem i są go blisko. Mam wrażenie, słuchając ich opinii, że Roland nie należy do ich ulubionych turniejów. Na mojej liście natomiast zajmuje miejsce numer 2 tuż za Australian Open, a mimo wszystko nad Wimbledonem. Lubię grę na mączce, te długie wymiany i cierpienie tenisistów, które jest na wyciągnięcie ręki. Wiele osób, będących w Paryżu mówi, że w alejkach między kortami jest tłoczno, że obiekt mógłby być trochę większy, ale to też tworzy wyjątkowy klimat. Wiem, że okrzyki francuskich kibiców często przekraczają granice dobrego smaku, szczególnie podczas meczów miejscowych tenisistów, ale ten doping również daje poczucie unikalnej atmosfery. Nie mogę się już doczekać tego turnieju. Znamy godziny niedzielnych meczów Polaków w Roland Garros Jako komentator jesteś przygotowany na długie wielogodzinne mecze? - Specyfika tenisa nie pozwala na budowanie szczegółowego planu dnia ani tenisiście ani trenerowi, ani komentatorowi. Bez względu na długość meczów, czy zawodnicy grają do trzech wygranych setów, czy do dwóch jak w turniejach ATP i WTA, czy pracujesz ciałem na korcie, czy głosem za mikrofonem, nigdy nie wiadomo kiedy nadejdzie twój mecz, zwłaszcza jeśli został wyznaczony jako trzeci danego dnia. Wtedy trzeba zarezerwować sobie cały dzień albo trzy czwarte dnia na tenis. Ale Paryż dla komentatora jest i tak bardzo przyjazny w odróżnieniu od nocnych sesji Australian Open. Wtedy organizm potrafi zwariować. Czy komentowanie szczególnie tego pierwszego finału Rolanda Garrosa z udziałem Igi Świątek było dla ciebie najprzyjemniejszym doświadczeniem zawodowym? - Największym wyzwaniem, zarówno finał z 2020 roku, który komentowałem z Tomkiem Wiktorowskim (obecnym trenerem Igi Świątek - przyp. ok), jak i ten ubiegłoroczny z Michałem Lewandowskim. Mecz finałowy jest dla mnie tak samo ważny jak mecz pierwszej, czy drugiej rundy, ale świadomość, że transmisje ogląda 2,5 miliona widzów sprawia, że wzrasta odpowiedzialność za każde słowo. Na szczęście w obu wypadkach mieliśmy spotkania dosyć łatwe do skomentowania, bo Iga Świątek wygrała je dosyć pewnie. Trudniej jest wtedy, kiedy polska zawodniczka przegrywa, wtedy trzeba znaleźć właściwy balans między oceną sytuacji, krytyką - jeżeli taka jest potrzebna - i pochwałą. W każdym razie najważniejszy jest kort. Jeżeli na korcie naszej tenisistce idzie dobrze, wtedy nasza praca staje się łatwiejsza. Jakie znaczenie ma fakt, że obok ciebie podczas meczów jest ktoś taki jak Tomasz Wiktorowski, dziś trener Igi Świątek? - Takie osoby jak Tomek, Jurek Janowicz, Dawid Celt otwierają oczy komentatorowi i widzowi na rzeczy, których nikt z nas nie byłby w stanie wychwycić. Jeżeli ktoś grał pięć setów na Wimbledonie, oglądał z bliska jak jego zawodniczka grała w finale Wimbledonu, to jego perspektywa i ocena sytuacji jest często pełniejsza niż komentatora, który wiedzę tenisową nabył dzięki obserwacji. Trzeba mieć też świadomość, że zadania komentatora prowadzącego transmisję i eksperta nieco się różnią. Tomek był zawsze świetnie przygotowany do transmisji - z notatkami, ogromną wiedzą i ogromną pasją. Umiejętnie łączył ocenę sytuacji, krytykę i pochwałę. Lubiliśmy razem pracować, dużo się od niego nauczyłem. Czy Tomasz Wiktorowski po zwycięstwie Igi Świątek z 2020 roku był przekonany, że osiągnie tyle znakomitych wyników?- Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć za niego. Ten sukces pokazywał gigantyczne możliwości Igi, ale nikt nie mógł być pewny, że Iga wygra do dziś kolejne dwa Wielkie Szlemy. Tomek Wiktorowski natomiast nie jest taką osobą, może dlatego jest tak świetnym fachowcem, która na podstawie jednego albo dwóch turniejów wsadza kogoś na tron albo wrzuca w przepaść. Proces obserwacji jest zdecydowanie bardziej rozbudowany. Panuje raczej zgodna opinia, że Iga Świątek jest faworytką tegorocznego Roland Garros. Co może jej przeszkodzić w odniesieniu zwycięstwa? - Zgadzam się, nie ma co do tego żadnych wątpliwości - Iga jest faworytką. Jeżeli coś miałoby jej przeszkodzić, to - wiem zabrzmi to banalnie - gorszy dzień. Słucham jednak wielu opinii, szczególnie ze świata NBA. Najwięksi koszykarze, mistrzowie tych rozgrywek jak chociażby Shaquille O’Neal, mówią o tym, że w sporcie na najwyższym poziomie występują takie niespodziewane kryzysy. Ktoś wychodzi na parkiet, boisko, na kort i mimo że jest dobrze przygotowany, ma najwyższy poziom koncentracji, nie jest w stanie pokazać swojej najlepszej gry. Idze taka sytuacja zdarza się bardzo rzadko i myślę, że Paryż jest idealnym miejscem dla Igi. Ona wielokrotnie pokazywała we Francji swoją klasę. Sądzę, że za dwa tygodnie powinniśmy być zadowoleni. Jaki wpływ na postawę Igi Świątek w Paryżu może mieć kontuzja którą odniosła w Rzymie? - Na to pytanie poznamy odpowiedź w najbliższych dniach. Nie przypuszczam, że już w meczu z Cristiną Bucsą w pierwszej rundzie, bo to jest tenisistka z dużo niższej ligi. Ale kolejne rywalki przetestują Igę i jeżeli pierwsze spotkania będzie wygrywać w swoim stylu, a szczerze mówiąc tego się spodziewam, to nie będzie powodów do niepokoju. Czy Jelena Rybakina, z którą Iga Świątek przegrała w tym roku trzy razy nie staje się dla niej wyjątkowo niewdzięczną rywalką, której zacznie się sama obawiać już przed meczem? - Nie sądzę, że można mówić o klątwie Rybakiny. Obie zawodniczki rozegrały między sobą zbyt mało meczów. Iga przegrywa z pewnym typem zawodniczek do których należy Kazaszka, które grają bardzo agresywnie, mają dobry serwis. Tutaj bym upatrywał pewnych problemów, są one związane ze stylem gry, a nie z blokadą psychiczną. Czy Magda Linette jest w stanie powtórzyć sukces z Australii, gdzie awansowała do półfinału? - Będzie o to trudno. Magda korzysta z rozstawienia, które wywalczyła znakomitą grą w styczniu. Ostatnie tygodnie były dla niej słabsze. Odrodziła się w Miami, gdzie wygrała z Wiktorią Azarenką, a z Jessiką Pegulą miała duże szanse na trzeci set. Ale w Strasburgu była rozstawiona z jedynką, liczyłem po cichu na finał, może na tytuł, a rzeczywistość okazała się gorzka - porażka po mało widowiskowym meczu z Anastasiją Pawluczenkową w drugim spotkaniu turnieju. Magda ma ogromne możliwości. Może powalczyć o drugi tydzień. To sprawa otwarta, ale potrzeba zdecydowanie lepszego tenisa niż w poprzednim turnieju. Hubert Hurkacz nie gra ostatnio najlepiej. Jego wyniki nie dają podstaw do optymizmu. Czego można się po nim spodziewać w Paryżu? - Nie ma wyśmienitego sezonu, ale w Roland Garros dobrze wypadł w ubiegłym roku, miał udany występ w Australian Open. Tam bił się do samego końca w czwartej rundzie z Sebastianem Kordą. To co niepokojące, że w tym sezonie więcej meczów na mączce przegrał niż wygrał. Spotka się z Davidem Goffinem. Będzie minimalnym faworytem, ale w mojej ocenie mniejszym niż wskazywałby na to ranking obu tenisistów. To będzie rywalizacja dwóch ludzi z mocnymi nazwiskami, którzy byli kiedyś w top 10, ale trochę ostatnio pokiereszowanymi. Hubert, grając w półfinale Wimbledonu w 2021 roku, wysoko postawił sobie poprzeczkę, ale w Roland Garros dotarcie do półmetku turnieju byłoby dobrym wynikiem. Z zawodników rozstawionych ma na swojej drodze Roberta Bautisto-Aguta, który nie jest w wyśmienitej formie. Do czwartej rundy wszystko jest możliwe.Analizując drabinkę w kolejnym już turnieju Wielkiego Szlema mówimy o kilku reprezentantach Polski. Czy można powiedzieć, że żyjemy w złotej erze polskiego tenisa? - Pewnie tak, ale czym to spowodowane, to jest to temat na dłuższą rozmowę. Każdy z naszych czołowych zawodników obrał inną drogę. Iga miała wsparcie lokalnej agencji menedżerskiej, Hubert szedł do sukcesów przez Stany Zjednoczone, Magda Linette przez USA i Azję, Janek Zieliński przez amerykański uniwersytet, Magda Fręch ukształtowała się w Polsce pracując z tym samym trenerem. Sukcesy nie są efektem systemu, ci zawodnicy nie wyrośli z jednej kuźni talentów. To efekt mądrych decyzji otoczenia, rodziny. Kiedyś byliśmy wniebowzięci kiedy Łukasz Kubot, czy Michał Przysiężny przechodzili eliminacje turniejów wielkoszlemowych, a dziś rozmawiamy, czy Hubert Hurkacz dojdzie do drugiego tygodnia w Paryżu. Kiedyś liczyliśmy na dobry wynik Agnieszki Radwańskiej dziś zastanawiamy się, czy Iga Świątek obroni tytuł w Paryżu. Na pewno jest to bardzo ciekawy czas dla polskiego tenisa, ale czy "złota era"? Chyba tak można byłoby powiedzieć, gdyby tych tytułów było jeszcze więcej. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski