Zieliński i Nys mieli kapitalną okazję na przełamanie już w pierwszym gemie tego spotkania, bo szybko wyszli na prowadzenie 40:0. Ostatecznie jednak ta sztuka im się nie udała, bo rywale wygrali pięć kolejnych punktów, nie pozwalając na odskoczenie w początkowej fazie tego meczu. Wyrównana walka trwała także w kolejnych gemach, bo choć oba duety skutecznie broniły serwisów, to musiały się przy tym solidnie napracować. Jeśli bowiem gem nie kończył się grą na przewagi, to tylko dwa razy przegrany duet nie miał po swojej stronie zapisanych przynajmniej "30". Co miłe, akurat takie dwa gemy padły łupem Nysa i Zielińskiego. Roland Garros. Jan Zieliński i Hugo Nys odpadają w 1/16 finału Taka gra z obu stron siłą rzeczy musiała doprowadzić do tie-breaka i tak rzeczywiście się stało. Przy stanie 5:5 Polak i Monakijczyk znów mieli jednak dobrą szansę na przełamanie, ostatecznie jednak swojego break pointa nie wykorzystali i pierwszy set musiał rozstrzygnąć się na pełnym dystansie. Niestety, Melo i Peer swoje przełamania zostawili na tie-breaka, zdobywając dwa małe "breaki" przy swoim prowadzeniu 3:2. Zieliński i Nys zdołali obronić trzy piłki setowe, ale już czwarta przy serwisie Brazylijczyka okazała się skuteczna. Podobnie jak zakończył się pierwszy set, rozpoczął się też drugi. Nys i Zieliński zaczęli od serwisu, ale rozpędzeni rywali zdołali doprowadzić do swojego pierwszego break pointa w tym meczu. Po fantastycznej z ich strony akcji wykorzystali go, jednak bardzo pocieszająca mogła być reakcja polsko-monakijskiego duetu. Błyskawicznie odpowiedzieli oni bowiem przełamaniem powrotnym i grę w drugiej partii zaczynaliśmy właściwie od początku. W dalszej części seta znów jednak oglądaliśmy powtórkę z poprzedzającej partii, bo chociaż gra była wyrównana, to w kluczowym momencie szalę na swoją stronę przeważyli Nys i Peers. Tym razem przy stanie 4:4 bez straty punktu przełamali Nysa i Zielińskiego, otwierając sobie ogromną szansę na zamknięcie spotkania. Tej nie zmarnowali i awansowali do 1/8 finału. Tam ich rywalami będą Marcel Granollers i Horacio Zeballos.