Spotkanie z Karoliną Muchową było bardzo zacięte, choć w pewnym momencie wydawało się, że skończy się po niespełna półtorej godzinie. Polka prowadziła bowiem 6:2 i 3:0. Wtedy to Czeszka przejęła inicjatywę, odrobiła straty i doprowadziła do trzeciego seta. Także w rozstrzygającej partii była na prowadzeniu. Od stanu 3:4 Świątek wzięła się w garść, a walka była naprawdę zaciekła. W każdym gemie zawodniczki miały okazje do przełamania serwisu rywalki. W końcu to Polce udało się dwa razy wygrać breakpointy i obronić własne podanie. Mecz zakończył się podwójnym błędem serwisowy Muchowej. Świątek wypuściła rakietę i stanęła oniemiała. Nie do końca pojmowała, że właśnie wygrała czwarty w karierze turniej wielkoszlemowy, trzeci raz French Open, a do tego obroniła tytuł. Po chwili zniknęła z kortu i pojawiła się w objęciach najbliższych - taty i siostry oraz zespołu. Kiedy wróciła, przyszedł czas na jedną z tradycji, czyli podpis na kamerze. Polka wyciągnęła flamaster, uśmiechnęła się, zastanowiła się co tym razem napisać, coś do siebie powiedziała i zaczęła pisać. Po chwili zobaczyliśmy wszystko z drugiej kamery. "#4. Thank you Paris. Surreal" i autograf. Cyfra 4 odnosi się oczywiście do liczby wygranych turniejów wielkoszlemowych przez Świątek. "Thank you Paris" (Dziękuję Paryżu) chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Ważne jest jednak słowo: "Surreal". Najlepiej chyba oddaje to polskie "Nierealne". To właśnie tak, jakby Iga jeszcze nie dowierzała, czego dokonała. Kilka chwil później po raz trzeci w karierze odebrała puchar imienia Suzanne Lenglen i wtedy miała namacalny dowód, że rzeczywiście znów triumfowała w Paryżu.