Dla Weroniki Falkowskiej debel miał być tylko dodatkiem do rywalizacji singlowej - 23-letnia warszawianka mogła liczyć, że w egzotycznym dla Europejczyków miejscu uda jej się w końcu przełamać złą passę. Tyle że w sercu Afryki, mieście Bużumbura nad Jeziorem Tanganika w Burundi, tego przełamania nie było. Aktualna mistrzyni Polski, zresztą tak w deblu jak i w singlu na powietrzu i w hali, przegrała w środę z Alice Tubello, po bardzo zaciętym meczu 6:4, 6:7, 6:7. Francuzka zaś dziś zameldowała się w finale - jutro zagra o tytuł, zaraz po... Falkowskiej. Półfinał zaczął się źle dla Polki, a później go przerwano. W sobotę też nie zaczęło się dobrze W deblu Polka przechodziła bowiem, wspólnie z Holenderką Stephanie Visscher, kolejne przeszkody. Trudno się dziwić, są rozstawione z dwójką, Polka niedawno wypadła z pierwszej setki deblowego rankingu WTA. Z powodzeniem grała już w znacznie większych turniejach. W piątek faworytki miały jednak ogromne kłopoty w starciu z parą numer cztery w drabince - Hinduską Riyą Bhatią oraz Łotyszkę Dianą Marcinkevicą. Mecz dwukrotnie przerywano, zawodniczki niepotrzebne siedziały ponad godzinę na korcie. Ostatecznie, gdy Hinduska i Łotyszka prowadziły 4:2 i 40:15, spotkanie przeniesiono na sobotę. Tym razem udało się je dokończyć, potrwało jeszcze godzinę. Polka i Holenderka nie dały odrobić strat w pierwszym secie, przegrały kolejne dwa gemy po decydujących punktach przy równowadze. W drugim secie sytuacja wyglądała już jednak inaczej, choć wciąż był to mecz "na styku", decydowały pojedyncze akcje. Od stanu 3:2 dla Bhati i Marcinkevicy gemy zdobywały już tylko Falkowska i Visscher - o awansie do finału rozstrzygnąć miał więc trzeci set. W nim zaś znów emocje sięgały zenitu: Hinduska i Łotyszka prowadziły 5:1, a już za chwilę było 7:6 dla turniewjowych "jedynek". Falkowska wraz ze swoją deblową partnerką zdobyły trzy ostatnie punkty, zameldowały się więc w finale. Gwiazda burundyjskiego tenisa rywalką Polki. Kłopoty z pogodą po pierwszym secie W nim zaś rywalkami był duet... wspomagany dopingiem przez miejscową publiczność, która zasiadła na niewielkiej trybunce. Partnerką innej Łotyszki Kamilli Bartone była bowiem burundyjska gwiazda - Sada Nahimana. 22-latka, która była kilka razy mistrzynią kontynentu i jako pierwsza zawodniczka z tego kraju zadebiutowała w głównej drabince turnieju WTA. Polka i Holenderka już w trzecim gemie przełamały swoje rywalki i tę zaliczkę utrzymały do samego końca seta. Mało tego, "poprawiły" jeszcze wynik w dziewiątym gemie, drugi break dał im wygraną w całym secie - 6:3. Trwał 34 minuty, ale kontynuacji już nie było. Nad Bużumburą znów zebrały się chmury, padało, a organizatorzy nie byli w stanie tak szybko usuwać wody. Ostatecznie postanowiono, że spotkanie zostanie dokończone w niedzielę. A po nim odbędzie się finał singla.