Gwiazdy damskiego tenisa znów zirytowane są na organizatorów za ustawianie meczów mężczyzn w godzinach najbardziej atrakcyjnych dla kibiców. Chodzi o wieczory na kultowych arenach. W tym samym czasie panie rywalizują na obiektach o mniejszej pojemności. Poza tym czołówka gra nieco wcześniej. Choćby Iga Świątek swoje poprzednie mecze zaczynała o 12:10 oraz 16:30, a mowa przecież o obrończyni tytułu. Cierpliwość pań powoli zaczyna się jednak kończyć. Ostatnio głośno zrobiło się po słowach Ons Jabeur. Tunezyjka nie zamierzała bawić się w dyplomację i wymierzyła wirtualny cios prosto w osoby stojące za organizacją Rolanda Garrosa. "W Europie, ogólnie rzecz biorąc, jest to niekorzystne dla sportu kobiecego. Nie tylko dla tenisa, ale ogólnie. Mam nadzieję, że ktokolwiek podejmuje decyzję... Nie sądzę, żeby mieli córki. Nie sądzę, żeby chcieli tak traktować swoje córki. To trochę ironia losu, wiesz. Nie pokazują sportu kobiecego. Nie pokazują tenisa kobiecego. A potem zadają pytania" - przyznała zniesmaczona. Andriejewa przyznała to wprost o organizacji Rolanda Garrosa. Potem trudny wybór Co warto zaznaczyć, nie każda zawodniczka z cyklu WTA ma taki pogląd na sprawę. Zupełnie inaczej spogląda na wszystko Mirra Andriejewa. Rosjanka nie poszła na medialną wojnę w trakcie swojej konferencji prasowej. "Dla mnie nie ma to większego znaczenia, kiedy gram. Wiem, że prawdopodobnie nie zagram wkrótce sesji nocnej, ponieważ wciąż mam debla. Dzisiaj, po tym, mam swój mecz deblowy. Dla mnie nie ma większego znaczenia, czy ustawią mnie w sesji nocnej, jestem zadowolona" - wyznała, cytowana przez "The Tennis Letter". Dzisiejsze spotkanie nastolatki z dziennikarzami było zresztą bardzo ciekawe. Wcześniej sportsmenka otrzymała pytanie co woli - zgarnąć Wielkiego Szlema czy zostać liderką zestawienia WTA. "Wybrałabym wygranie najpierw Wielkiego Szlema, niż bycie numerem jeden na świecie" - oznajmiła. Na razie wciąż pozostaje ona w grze o triumf w stolicy Francji. Kilka godzin temu bez straty seta ograła Ashlyn Krueger.