Zaskoczyła Wiktorowskiego i zgasła. Nadszedł przełom. Wielka radość w Tokio
Turniej WTA 500 w Tokio jest ostatnią rywalizacją tej rangi w sezonie 2025. I miejscem, gdzie wyjaśni się los ósmego miejsca w finale sezonu w Rijadzie. Mirra Andriejewa może tylko obserwować, co zrobi Jelena Rybakina. A ta potrzebuje dwóch zwycięstw, by zapewni sobie kwalifikację. W tym drugim spotkaniu na drodze Kazaszki może stanąć Victoria Mboko, sensacyjna triumfatorka WTA 1000 w Montrealu, która w Kanadzie doprowadziła do rozpaczy sztab Rybakiny, a później Naomi Osaki. Teraz zaś 19-latka ma znów powody do radości.

W Polsce był już piątek ósmego dnia sierpnia, gdy w Montrealu kończyły się zmagania w turnieju WTA 1000, a 18-letnia jeszcze wtedy Victoria Mboko dokonała sensacyjnego zwrotu w walce o tytuł. Dzień wcześniej przegrała pierwszego seta z Jeleną Rybakiną 1:6, by później odwrócić losy meczu, szczególnie w ostatniej partii. I sprawiła wielką sensację. Gdyby nie to, Kazaszka dziś w Tokio już by grać nie musiała, miałaby pewną pozycję w WTA Finals.
A Mboko to samo zrobiła jeszcze w finale, grała przeciw Naomi Osace, którą po raz pierwszy w tamtych zawodach prowadził Tomasz Wiktorowski. Kamery pokazały zaciśniętą pięść Polaka, gdy jego podopieczna wygrała seta 6:2. A później młodziutka Kanadyjka z Ontario znów dokonała sportowego cudu. Wygrała ten mecz, zdobyła pierwszy tytuł WTA w karierze. I to od razu niemal ten z samej góry.
Niewiele zawodniczek zaczynało kariery od mocniejszego uderzenia, choć jako pierwsza na myśl przychodzi oczywiście Iga Świątek z tytułem French Open pięć lat temu.
Mboko awansowała wtedy do światowej czołówki, zapewniła sobie rozstawienie w US Open. I do dziś... ani razu nie cieszyła się z wygranej.
WTA 500 w Tokio. Victoria Mboko może odetchnąć. Sensacyjna mistrzyni z Montrealau czekała ponad dwa miesiące
Ten przełom nastąpił w Tokio, czyli kraju Naomi Osaki. Japonka też miała grać w tym turnieju, była na liście zgłoszeń, dla niej pewnie wypełniłyby się trybuny. Tyle że doznała kontuzji w Osace, musiała zrezygnować.
Mboko przegrywała zaś już pierwsze spotkania w kolejnych turniejach, ale miała też pecha. Barbora Krejcikova w US Open, Anastazja Potapowa w Pekinie, Jekaterina Aleksandrowa w Wuhanie, nieobliczalna Dajana Jastremska w Ningbo - można lepiej losować. Choć zawodniczka opromieniona takim sukcesem powinna była z Potapową wygrać.

W Tokio Mboko miała pierwotnie grać z Leylah Fernandez, swoją rodaczką, która wygrała całe WTA 250 w Osace. Wycofania, m.in. Jasmine Paolini, sprawiły, że drabinka uległa zmianie, a Mboko trafiła się... kolejna rodaczka - Bianca Andreescu. Mistrzyni US Open sprzed sześciu lat, której forma w tym sezonie mocno faluje, ale ostatnio znów opada.
I tym razem 19-latka doczekała się ważnego przełomu, potrzebowała do tego zaledwie 75 minut spędzonych na korcie.
W całym spotkaniu Mboko tylko raz straciła serwis, pod koniec pierwszej partii. Świetnie rozpoczęła mecz, odskoczyła na 3:0, a już pierwszy break point dla rywalki - w siódmym gemie - dał jej sukces. Starsza z Kanadyjek nie cieszyła się tym jednak długo, za moment znów została przełamana, przegrała partię 3:6.
A druga tak samo, tym razem Mboko kontrolowała sytuację, nie dopuściła do choćby jednej szansy na breaka dla rywalki. A że potrafi świetnie wprowadzać piłkę, przekonały się już wielkie gwiazdy: z Rybakiną, Gauff czy Osaką na czele. Brakuje jej jeszcze stabilizacji, potrafi popełniać sporo błędów. I to ją czasem gubi.
W drugiej rundzie Mboko zmierzy się z Evą Lys, ograła ją już w drugiej rundzie Rolanda Garrosa, teraz dojdzie do rewanżu. A jeśli wygra, to będzie czekała na lepszą z pary Jelena Rybakina/Leylah Fernandez.
Aby wyprzedzić w rankingu WTA Race Mirrę Andriejewą, Kazaszka musi wygrać dwa spotkania w Tokio, awansować do półfinału. Jej trasa do Arabii Saudyjskiej wiedzie więc przez Kanadę.















