O Jelenie Ostapenko można powiedzieć wiele - jest wybuchowa, ma specyficzny styl i podejście do sportowej diety. A jednocześnie ma nieprzeciętne umiejętności i potężną siłę, o czym często przekonują się wielkie gwiazdy. Sama jest od lat w światowej czołówce, ale do tego, by być na poziomie TOP 5 - brakuje jej regularności. Potrafi więc zagrał mecz kapitalny, by za chwilę ponieść bolesną klęskę. Jak w US Open, gdy najpierw sensacyjnie pokonała broniącą tytułu Igę Świątek, by już za chwilę ugrać zaledwie dwa gemy w ćwierćfinale z Coco Gauff. Albo właśnie w ostatnich dniach - w Pekinie pokonała Jessicę Pegulę, w Seulu skompromitowała się w starciu z zawodniczką, która nigdy nic nie osiągnęła. Mało tego Dayeon Back nigdy nawet nie zagrała w tourze z zawodniczką z TOP 200 rankingu WTA. Dziś dostała pierwszą taką szansę. Jelena Ostapenko kiedyś wygrała turniej w Seulu, rok temu zagrała w finale Ostapenko w Seulu odnosiła spore sukcesy, jako 20-latka wygrała tu turniej WTA - wtedy, w 2017 roku, była w życiowej formie. Triumfowała na paryskiej mączce, w Wimbledonie na trawie doszła do ćwierćfinału, jesienią zwyciężyła w stolicy Korei, doszła do półfinałów w Pekinie i Wuhanie. Wkrótce została piątą rakietą świata, a skoro radziła sobie na wszystkich nawierzchniach - wyglądało, że może zdominować kobiecy tenis. Tak się nie stało, powodów było wiele. W Seulu rok temu znów zagrała w finale, przegrała jednak z Jekateriną Aleksandrową. Nikt chyba jednak nie wierzył, że teraz potknie się już na pierwszej przeszkodzie - w starciu z Dayeon Back z szóstej setki światowej listy. Koreanka dostała dziką kartę do tego turnieju, ze swoim rankingiem nie miała tu szans nawet na grę w eliminacjach. Nic dziwnego, ona w tym roku występowała jedynie w maleńkich turniejach ITF. Łotyszka z takimi zawodniczkami od lat nie przegrywała. Owszem, w tym roku w Montrealu uległa 1056. na liście WTA Jennifer Brady, ale Amerykanka to uznana marka, miała zamrożony ranking, wracała po kontuzji. Podobnie było w maju 2015 roku, gdy 17-letnia Ostapenko uległa w Paryżu w eliminacjach Wierze Duszewinie, kiedyś też zawodniczce z TOP 50. Aby znaleźć przykład podobnej wpadki, jak ta wtorkowa, trzeba się cofnąć do 2012 roku, gdy 15-letnia Ostapenko uległa w Sztokholmie Nadiji Kolb z Ukrainy. Katastrofa wielkiej faworytki. Wygrała seta, w trzecim miała piłkę meczową. I odpadła Początkowo nic też nie wskazywało, że w Seulu mogą być jakieś emocje. Ostapenko po czterech gemach prowadziła 4:0, dość pewnie punktowała rywalkę. Seta zakończyła po trzeciej okazji - wygrała go 6:3. W drugiej partii zaczęły się jednak koszmary Łotyszki - szybko została przełamana, przegrywała już 0:3. Miała w sumie cztery okazje na przełamanie podania rywalki, nie wykorzystała żadnej. Do tego doszły trzy podwójne błędy serwisowe, zaledwie dwa wygrane punkty - z dwunastu! - po drugim serwisie. Koszmarne statystyki dla 13. zawodniczki światowego rankingu. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. W decydującym secie Ostapenko pozbierała się bowiem, ze stanu 1:2 zdołała wyprowadzić sytuację na 5:2. W tych czterech gemach oddała Back zaledwie trzy punkty. I znów wyszła cała natura Łotyszki - po świetnych momentach przyszły te beznadziejne z seryjnymi niewymuszonymi błędami, któych w całym meczu nazbierało się ponad 70. Koreanka wyrównała na 5:5, później na 6:6, choć wielka faworytka miała piłkę setową. W tie-breaku Dayeon Back dopięła swego - wygrała 7:4 i ku radości miejscowych kibiców, awansowała do drugiej rundy. W niej zagra z Australijką Kimberly Birrell. Turniej WTA 250 w Seulu, korty twarde. Pierwsza runda singla Dayeon Back (Korea Południowa, WC) - Jelena Ostapenko (Łotwa, nr 2) 3:6, 6:1, 7:6 (4)