Danielle Collins miała rozgrywać ostatni sezon w karierze, co ogłosiła już na początku roku. Za to pod koniec maja wyjawiła, że lekarze powiedzieli jej, iż to ostatni dzwonek na to, by zajść w ciążę ze względu na chorobę. Pierwszą połowę touru Amerykanka miała znakomitą, można nawet powiedzieć, że najlepszą w karierze. Najpierw triumfowała podczas turnieju w Miami, a później w Charleston. Dotarła też do półfinału rywalizacji w Rzymie oraz finału w Strasbourgu, który jednak przegrała. Kolejne miesiące nie były już dla niej tak udane i bardziej obfitowały w skandale, niż jej dobre występy. Nazwała Igę Świątek fałszywą i urządzała sceny na kortach Z French Open Danielle Collins odpadła już w II rundzie. Na Wimbledonie dotarła do 1/8 finału. Następnie nadeszły igrzyska olimpijskie, w trakcie których Amerykanka odpadła w ćwierćfinale po porażce z Igą Świątek, kreczując z powodu kontuzji. Po meczu bardziej niż o rywalizacji na korcie, mówiło się o skandalicznych zarzutach 30-latki w kierunku Polki, która nazwała ją "fałszywą". - Powiedziałam Idze, że nie musi być nieszczera w sprawie mojej kontuzji. Wiele dzieje się przed kamerą, jest wielu ludzi z ogromną charyzmą, którzy wychodzą i w inny sposób zachowują się przed kamerą, a w inny sposób w szatni. Po prostu nie mam najlepszych doświadczeń i naprawdę nie czuję, że ktokolwiek powinien być nieszczery. Mogą być tacy, jacy są. Mogę to zaakceptować, nie potrzebuję fałszu - tłumaczyła Amerykanka napiętą scenę spod siatki. Jeszcze w trakcie imprezy w Paryżu, po kreczu z Polką, tego samego dnia wystąpiła w deblu, gdzie najpierw się rozpłakała, a później rozegrała pełne spotkanie. Kilka tygodni później znów urządziła sceny, tym razem podczas US Open. Po porażce z Caroline Dolehide miała odbyć się pożegnalna ceremonia dla Collins, która była przygotowana w przypadku jej porażki. I gdy Stacey Ann Allaster, była prezeska i dyrektorka generalna WTA od 2009 do 2015 roku chciała jej wręczyć kwiaty, Amerykanka po prostu opuściła kort i zeszła do szatni, choć Allaster była już tu obok niej. Kiedy świat żył w przekonaniu, że to faktycznie ostatni sezon 30-latki, ta postanowiła jednak zmienić zdanie. Danielle Collins zmieniła zdanie. Zobaczymy ją na kortach w kolejnym sezonie Amerykanka ogłosiła w swoich mediach społecznościowych, że w 2025 roku jednak będzie kontynuowała swoje starty. "To był stresujący czas z tymi przerażającymi huraganami, które przetarły się przez Florydę, a na dodatek zmagałam się z problemami dotyczącymi mojej endometriozy i innych problemów zdrowotnych. Chociaż byłam bardzo podekscytowana i chętna, aby zakończyć swoją karierę tenisową w tym roku na wysokim poziomie i wskoczyć do mojego kolejnego rozdziału życia, sprawy nie poszły zgodnie z planem.Oprócz radzenia sobie z niektórymi trwającymi wyzwaniami zdrowotnymi w ostatnich miesiącach ostatnio spotykałam się z kilkoma specjalistami, aby lepiej zrozumieć, jaka jest moja najlepsza droga do osiągnięcia mojego ostatecznego marzenia, założenia rodziny.Radzenie sobie z endometriozą i płodnością to ogromne wyzwanie dla wielu kobiet i coś, co aktywnie przechodzę, ale jestem w pełni pewna zespołu, z którym współpracuję. Po prostu zajmie to dłużej niż myślałem.Tak więc historia DANIMAL nie doszła do końca. Wrócę na trasę w 2025 roku.Chociaż w życiu nie ma gwarancji, mam nadzieję nabudować swój impet w 2024 roku i grać dalej, dopóki nie będzie więcej pewności wokół mojej osobistej podróży do płodności. Jedyną gwarancją na razie będą kolejne epickie mecze" - czytamy w komunikacie Danielle Collins na jej Instragamie. Właśnie po porażce w US Open dziewiąta rakieta świata mówiła, że "nie jest dobra w przeżywaniu chwil skupionych tylko na niej", ale przez cały ten sezon zdaje się robić wszystko, by ściągać na siebie uwagę i jak widać, przedwczesne ogłaszanie końca kariery tylko sprawiło, że znów wokół niej zrobiło się zamieszanie.