Obecność Alison Van Uytvanck w turnieju ITF rangi W25 może zaskakiwać, ale gdy prześledzi się historię jej ostatnich miesięcy - już tak nie jest. 29-letnia Belgijka od lipca 2017 roku cały czas była w czołowej setce rankingu WTA - jej kariera przypominała tę Magdy Linette. Nie potrafiła wykonać kroku, który pchnąłby ją wyżej niż rekordowe w karierze 37. miejsce na liście. Polka ten krok wykonała w styczniu tego roku, gdy awansowała do półfinału Australian Open. A przecież tydzień przed startem Wielkiego Szlema zmierzyła się w Hobart właśnie z Van Uytvanck. I choć była rozstawiona, to przegrała z Belgijką 4:6, 6:1, 4:6. Poznanianka w Melbourne później jednak błysnęła formą, a Van Uytvanck przegrała w pierwszej rundzie z Petrą Kvitovą. Rozegrała jeszcze dwa turnieje w Europie i zdecydowała się na operację, bo ciągnące się od poprzedniego lata problemy z podwójną przepukliną za bardzo przeszkadzały już w uprawianiu sportu i normalnym życiu. Martyna Kubka wygrała we Francji w deblu. Z dużą nadzieją przystąpiła do półfinału singla Wróciła jednak po ośmiomiesięcznej przerwie - wybrała na pierwszy start malutki turniej w Reims. W rankingu WTA spadła do czwartej setki, ale nie korzystała tu z "zamrożonego rankingu", nie musiała. I właśnie na Van Uytvanck wpadła w półfinale Martyna Kubka, która ostatnie dwa tygodnie ma najlepsze w swojej karierze. Wygrała bowiem zawody ITF W 15 w Egipcie, a w Reims wygrała w drodze do półfinału pięć spotkań, w tym dwa w kwalifikacjach. Pokonała m.in. najwyżej rozstawioną Francuzkę Jessikę Ponchet, zawodniczkę z połowy drugiej setki światowej listy. Kubkę czekało bardzo trudne zadanie, bo w samej Francji od poniedziałku rozegrała już dziewięć spotkań - pięć w singlu i cztery w deblu. Rywalizację w grze podwójnej zresztą wygrała, razem ze Szwedką Lisą Zaar. To mogło ją podbudować, ale z drugiej strony - po tak końskiej dawce miała prawo czuć zmęczenie. Zwłaszcza, że Van Uytvanck też świetnie serwuje, potrafi stworzyć sobie przewagę sytuacyjną. Podobnie jak Polka, która nie dysponuje jeszcze takim doświadczeniem jak rywalka. Alison Van Uytvanck wygrała kiedyś z Igą Świątek, niedawno z Magdą Linette. Trudne zadanie Martyny Kubki A Belgijka potrafi grać z Polkami - wygrała nie tylko z Linette w tym roku, ale w przeszłości nawet z Igą Świątek. Stało się to w lutym 2019 roku w Budapeszcie, który śmiało można nazwać ulubionym turniejem Van Uytvanck. Niespełna 17-letnia raszynianka przebijała się wtedy przez kwalifikacje, Belgijka była w drabince jedynką. I to ona wygrała 6:4, 7:5. Do rewanżu nigdy nie doszło, a Belgijka obroniła wtedy w stolicy Węgier tytuł, pokonując w finale Marketę Vondroušovą. Trzy miesiące później Czeszka zagrała w finale French Open. Kubka dzielnie stawiała dziś opór, świetnie serwowała. Pierwszego gema wygrała do zera, zakończyła go asem. Ale i Belgijka odpowiadała tym samym. 22-latka, pochodząca z Zielonej Góry, miała kłopot w trzecim gemie (break point dla Belgijki), Van Uytvanck zaś ósmym (dwie szanse dla Kubki) i dziesiątym (jeden break point). Do przełamań nie doszło, o losie seta rozstrzygał tie-break, którego lepiej zaczęła Polka. Może Kubka tego decydującego fragmentu żałować, prowadziła w nim już 4:1. A jednak przegrała, Belgijka zdobyła ostatnie trzy punkty. Polka miała dwie okazje, rywalka się obroniła. A później sama dokończyła dzieła To Van Uytvanck znalazła się w lepszej sytuacji, ale Polka mogła jeszcze straty odrobić. Zwłaszcza, że wciąż znakomicie punktowała w swoich gemach serwisowych, rywalka nie miała tu większych szans. Kubka zaś w siódmym gemie znów uzyskała dwa break pointy, to mogło zmienić sytuację. Van Uytvanck jednak się obroniła, a przy stanie 5:4 w końcu zdołała przełamać naszą tenisistkę. Zadała decydujący cios, kończący to spotkanie. Martyna Kubka przed tym turniejem była na 500. miejscu w rankingu WTA. W poniedziałek 16 października, gdy doliczone zostaną punkty z Reims, powinna zostać sklasyfikowana około 440. miejsca. 22-latka do gry wróci za nieco ponad tydzień - zgłosiła się do turnieju ITF W25+H w Cherbourg-en-Cotentin.