W tegorocznym turnieju na kortach imienia Rolanda Garrosa byliśmy już świadkami jednej wielkiej sensacji. Tę sprawiła Francuzka Varvara Gracheva. Zawodniczka gospodarzy w pierwszej rundzie mierzyła się z siódmą tenisistką świata Greczynką Marią Sakkari. Faworytką tego pojedynku była rzecz jasna właśnie zawodniczka urodzona w Atenach. Problem jednak w tym, że Sakkari zwykle ma spore problemy w imprezach rangi Wielkiego Szlema. Tym razem również się o tym przekonaliśmy. Greczynka bowiem przegrała z Grachevą. Sceny podczas Roland Garros, trzy godziny czekania na nic. Tenisiści już byli gotowi Jeszcze większego rozmiaru sensację podczas Australian Open 2024 sprawiła Anna Blinkova. Rosjanka w drugiej rundzie tamtego turnieju rangi Wielkiego Szlema spotkała się z absolutnie czołową zawodniczką świata, a więc Jeleną Rybakiną i oczywiście była skazywana na porażkę. Nic bardziej mylnego. Blinkova postawiła bardzo trudne warunki swojej rywalce i doprowadziła aż do trzysetowej batalii, a ta zakończyła się dopiero w tie-breaku, którego Rosjanka wygrała do... 20 i awansowała do kolejnej rundy. Blinkova sprawiła niespodziankę. Rozstawiona Cirstea żegna się z Paryżem Na Roland Garros Blinkova przyjechała z fatalną passą. Rosjanka bowiem na osiem rozegranych meczów przed tym paryskim Wielkim Szlemem wygrała ledwie raz. Trudno więc było spodziewać się nagłego przebudzenia mocy i pokazania tych umiejętności, które oglądaliśmy w Melbourne. Zadanie było tym trudniejsze, że w pierwszej rundzie los Rosjance wyraźnie nie pomógł, bo trafiła na rozstawioną z numerem 28 Rumunkę Soranę Cirsteę, z którą ostatnio często mierzyła się Iga Świątek. Po pierwszym secie pojedynku między grającą z neutralną flagą Blinkovą i Rumunką byliśmy o krok bliżej niespodzianki, bo za taką z pewnością należałoby nazwać porażkę Cirstei. Ta partia pełna była przełamań z obu stron, ale ostatecznie więcej razy serwis swojej rywalce zabrała Blinkova. Rosjanka zrobiła to bowiem trzy razy, a Cirstea ledwie raz i finalnie to zaowocowało wygraną nierozstawionej z tenisistek w tym secie 6:3. W tamtym momencie byliśmy blisko niespodzianki. Fręch przegrywała i nagle dramat Rosjanki. Fatalny obrazek, przykro było patrzeć Cirstea ani myślała składać broni i przestać walczyć o swoje, wręcz przeciwnie. W drugiego seta Rumunka weszła wyraźnie naładowana z dużymi nadziejami na odrobienie strat. To było widać na korcie, choć pierwsze podanie Blinkovej udało się utrzymać. W drugim gemie serwisowym Rosjanki mieliśmy już zdecydowanie więcej walki i ostatecznie Rumunka odebrała serwis swojej rywalce. Tym razem to Cirstei udało się tego dokonać trzy razy, a Rosjance ledwie raz, co poskutkowało wygraną Rumunki 6:3 i wyrównaniem stanu spotkania. Podobnie, jak wówczas przy sensacyjnym zwycięstwie nad Rybakiną Blinkova musiała rozegrać trzy sety. Tę decydującą partię to Rosjanka rozpoczęła lepiej, bo po czterech gemach prowadziła 3:1, ale pozwoliła się dogonić Rumunce na 3:3 i zaczęła się walka o to jedno - kluczowe przełamanie. To nadeszło w dziewiątym gemie trzeciego seta i trafiło w ręce Blinkovej. Jak się jednak okazało, nie było ono kluczowe, bo chwilę później Cirstea odrobiła straty i wyrównała stan seta na 5:5. Przed kolejnym gemem serwisowym Cirstei nieco rozpadało się nad kortem, ale nie na tyle, aby przerwać ten mecz, a przynajmniej tak uznała pani arbiter. W związku z tym Rumunka ruszyła, aby wyserwować sobie gema i ta sztuka jej się udała, bo wygrała wszystkie cztery punkty. Blinkova również wygrała swojego gema, choć z nieco większymi problemami. Cały mecz miał się więc rozstrzygnąć dopiero w tie-breaku trzeciego seta, a tego z Melbourne doskonale wszyscy pamiętali. Tę "tenisową dogrywkę" lepiej rozpoczęła Rosjanka, ale jej rywalka szybko odrobiła stratę jednego przełamania i wyszła na prowadzenie 4:3 z zapasem dwóch własnych podań. Chwilę później było już jednak 6:5 dla Blinkovej i od tego momentu grała już tylko ona. Nierozstawiona tenisistka wygrała kolejne cztery punkty i finalnie także cały mecz 2:1.