W zasadzie każda informacja dotycząca tegorocznego WTA Finals nawet jeśli dotyczy suchego wyniku, jest opatrzona dodatkowymi wiadomościami o niedostatkach organizacyjnych. Nierówny kort, kłopoty z treningami, pogoda należą do katalogu zastrzeżeń zawodniczek. Ale długo przed rozpoczęciem zawodów narzekaniom nie było końca. Gospodarz turnieju został wybrany bardzo późno, dopiero we wrześniu. Znany meksykański kurort jako miejsce turnieju od początku budził kontrowersje. Ponadto od kilku już lat stawiane są pytania dlaczego osiem najlepszych zawodniczek sezonu dostaje dużo niższe premie niż mężczyźni startujący w ATP Finals. Kuriozalne sceny na korcie. Co za obrazki. Gwiazdę ogarnął pusty śmiech Rekordowa pula nagród WTA Finals. Ale to już było A miało być tak pięknie. W styczniu 2018 szef WTA Steve Simon ogłosił, że Woman Tennis Association podpisało 10-letni kontrakt na organizację WTA Finals. Zawody miały odbywać się w chińskiej miejscowości Shenzen, a pula nagród była według umowy rekordowa. Uczestniczki Mastersa miały otrzymywać do podziału 14 milionów dolarów zamiast 7 milionów we wcześniejszych imprezach w Singapurze. Zwyciężczyni pierwszej edycji chińskiej wersji WTA Finals Australijka Ashleigh Barty zarobiła 4,4 miliona dolarów, ale mogła więcej, bo przegrała jeden mecz w grupie. Za zwycięstwo w jednym meczu grupowym dostała aż 305 milionów dolarów. Dla porównania dziś zwyciężczyni może dostać dużo mniej niż połowę kwoty przeznaczonej dla triumfatorki - przy założeniu wygranej wszystkich meczów grupowych blisko 1,9 miliona dolarów. Pula nagród wynosi bowiem 9 milionów dolarów, choć i tak wzrosła o cztery miliony w porównaniu z ubiegłoroczną edycją. Kobiety lepiej opłacane niż mężczyźni Chiński kontrakt kazał stawiać WTA za wzór organizacji sportowej. Pięć lat temu stowarzyszenie chwaliło się na swojej stronie, że zapewniło zawodniczkom więcej pieniędzy niż mężczyznom startującym w ATP Finals (wówczas w Londynie). Co więcej, zawody w Shenzen zaoferowały w tym czasie największą jednorazową nagrodę pieniężną w historii tenisa i sportu kobiet w ogóle. Zwyciężczyni mogła bowiem zarobić 4,75 mln dolarów. Steve Simon był wychwalany pod niebiosa i uważany za zbawcę kobiecego tenisa, człowieka, który w końcu obalił płacowy prymat mężczyzn w tym sporcie. Były podstawy, by tak sądzić. Amerykanin przedtem zarządzał turniejem w Indian Wells i uczynił go jednym z największych i najbardziej lubianymi przez tenisistów i tenisistki zawodami w cyklu WTA i ATP, określanymi niekiedy "piątą lewą Wielkiego Szlema". Biznesowa porażka WTA i jej szefa Steve Simona Czar szybko prysł. Chiński projekt wymyślony właśnie przez Simona okazał się niewypałem. To właśnie Amerykanin uważał, że Chiny "są największym tenisowym rynkiem" i trzeba tam ulokować jak najwięcej zawodów. Postawił wszystko na jedną kartę. Zrobił więc coś, czego w biznesie absolutnie robić nie można. Teraz właśnie ponosi tego konsekwencje. W Shenzhen WTA Finals odbyło się tylko raz - w 2019 roku. Rok później odwołano Mastersa w ogóle z powodu pandemii koronawirusa. W 2021 roku turniej odbył się, ale chińska lokalizacja ze względu na rygorystyczne podejście Chińczyków do kwestii sanitarnych była niemożliwa. Właśnie wtedy wybuchał też afera Peng Shuai, chińskiej tenisistki molestowanej przez komunistycznego aparatczyka z rządu. Zawodniczka zaginęła. Długo nic o niej nie było wiadomo. W końcu została odnaleziona, wciąż jednak pozostają wątpliwości w sprawie jej statusu. Decyzją Simona WTA zbojkotowała turnieje w Chinach. Dwa lata temu Masters został rozegrany w Guadalajarze, rok temu w amerykańskiej miejscowości Fort Worth. Za każdym razem lokalizacja była wyznaczana w ostatniej chwili i każdy z tych turniejów nie spełniał warunków dużej i prestiżowej imprezy - zainteresowanie było słabe, a sponsorów mało. Sprzeciw Sabalenki i pieniądze z Arabii Saudyjskiej na horyzoncie Perypetie z organizacją tegorocznego WTA Finals. Simon jednak nie zdecydował się na powrót do Shenzhem, choć turnieje WTA do Chin wróciły. Wybrał Cancun mimo sensownej kontrpropozycji z Ostrawy na ten rok i Pragi w następnych sezonach. Imprezę w Czechach miał finansować lokalny biznesmen i mecenas czeskiego tenisa Tomas Petera. Gwarantował wszystko to, co istotne - pieniądze, sponsorów, pełną halę (w końcu), organizacyjny profesjonalizm. WTA wybrało Meksyk. Dlaczego? - Pytam o to samo. Mam przeczucie, ale wolę to zachować dla siebie. Obiektywnie, nie ma żadnego istotnego powodu. Przecież w Cancun WTA za wszystko płaci samo - mówił Petera w dzienniku "Blesk". Trochę inaczej na to spojrzała Magda Linette. Poznanianka w rozmowie z Interią tłumaczyła, że czeskiej lokalizacji sprzeciwiały się niektóre zawodniczki. - W Ostrawie minus był taki, że nie miałyśmy stuprocentowej gwarancji, że wszystkie dziewczyny będą mogły zagrać. Gdyby choć jedna nie została wpuszczona do kraju, turniej by się nie odbył, co wiązałoby się z ogromną karą. Taką mniej więcej wielkości całej tej inwestycji — powiedziała Magda Linette i dodała, że chodziło o białoruską liderką rankingu Arynę Sabalenkę. Czesi podważają ten argument. Twierdzą, że WTA poważnie myśli o tym, żeby w następnych latach WTA Finals trafiła do Arabii Saudyjskiej. W świetle tego, co się dzieje na Bliskim Wschodzie to bardzo ryzykowna lokalizacja. Tak jak było to kilka lat temu z Chinami. W rozpaczliwej pogoni za pieniędzmi WTA wciąż nie uczy się na własnych błędach. Olgierd Kwiatkowski