Z wielkimi nadziejami polscy fani od dwóch tygodni śledzili poczynania rodaków na kortach Wimbledonu. Do Wielkiej Brytanii głodny sukcesu przyleciał między innymi Hubert Hurkacz. Tradycyjnie wśród kandydatek do końcowego triumfu znajdowała się również Iga Świątek. Niestety oboje pożegnali się z turniejem jeszcze przed czwartą rundą. Kibiców zmartwił zwłaszcza wrocławianin, który w starciu z Arthurem Filsem nabawił się kontuzji kolana i jego występ na zbliżających się igrzyskach olimpijskich stoi pod znakiem zapytania. Pomimo braku naszych dwóch największych gwiazd w najważniejszej fazie zawodów i tak warto było spoglądać na turniej w stolicy Wielkiej Brytanii. Od samego początku dobrze poczynał sobie Jan Zieliński. Co prawda z rywalizacją deblistów pożegnał się w ekspresowym tempie, lecz w mikście u boku Su-Wei Hsieh spisywał się doskonale. Duet ten już zwrócił na siebie uwagę na początku roku, gdy triumfował w Australian Open. Na Wimbledonie fani marzyli o powtórce. Polak z Tajwanką szli jak burza, nie przeszkodziły im nawet organizacyjne zawirowania w półfinale zmagań. "Musieliśmy grać w piątek. To było pewne bo Su-Wei Hsieh w sobotę ma finał debla, więc trzeba było to skończyć. Jedyna przeszkoda była taka, że musieliśmy zamknąć spotkanie do 23:00. Po tej godzinie kończą się wszystkie mecze i już nie można grać tego dnia. Początkowo była szansa, że wejdziemy na kort numer dwa. Potem zrobiło się tam ciemno. Moglibyśmy tam zacząć seta, a następnie przenieść się na "jedynkę". To było trochę męczące, ale na szczęście para meksykańska, którą spotkamy w finale, uciągnęła tie-breaka. Wspomniany mecz zakończył się w dwóch setach, dlatego mogliśmy wyjść na kort numer jeden" - mówił nasz rodak po awansie do finału w rozmowie z Polsatem Sport. Jan Zieliński wygrał Wimbledon. Organizatorzy pogratulowali i się zaczęło Zwycięskiego finału. Triumfatorzy z Australii nie dali żadnych szans Santiago Gonzalezowi oraz Giulianie Olmos. Meksykańska para nie zdobyła choćby jednego seta. Mecz odbył się w wyjątkowej oprawie, bo rozpoczął się na korcie centralnym tuż po finale singla mężczyzn. Fani, którzy zostali na trybunach, na pewno nie żałowali swojej decyzji, ponieważ nie brakowało efektownych wymian. Ostatnią piłkę potyczki postanowił wyróżnić oficjalny profil Wimbledonu w serwisie X. Problem jednak w tym, że autor wpisu nie popisał się znajomością nazwiska naszego tenisisty i podpisał go jako "Jan Zielinsky". Na reakcję wściekłych Polaków nie trzeba było długo czekać. Internauci szybko przedstawili administratorowi konta poprawny zapis nazwiska 27-latka. "To wasz mistrz, a nawet nie potraficie poprawnie przeliterować jego nazwiska" - napisał użytkownik o nazwie "neon". "Jego nazwisko to Zieliński" - wtórował mu inny z rodaków. Ich prośby zostały spełnione po kilkudziesięciu minutach. W tym roku pozostał już tylko jeden Wielki Szlem Starcie z udziałem warszawianina oficjalnie zakończyło tegoroczny Wimbledon. Za najlepszymi tenisistkami oraz tenisistami łącznie dwa tygodnie rywalizacji. Czwarty i zarazem ostatni tegoroczny Wielki Szlem rozpocznie się 28 sierpnia. Mowa o US Open.