Jasmine Paolini w Polsce największą rozpoznawalność zyskała na początku czerwca tego roku. Wówczas Włoszka z polskimi korzeniami awansowała do finału turnieju rangi Wielkiego Szlema na kortach imienia Rolanda Garrosa, a tam czekała na nią Iga Świątek. Można było być więc pewnym, że niezależnie od końcowego rezultatu przynajmniej w jakimś stopniu kibice z polski będą się cieszyć. Ostatecznie wygrała oczywiście Iga Świątek, ale Paolini pozostawiła po sobie znakomite wrażenie. Fantastyczny powrót z 2-5, Polak w półfinale Wimbledonu. Niezwykłe emocje w końcówce Robi to właściwie od początku sezonu, ale największą niewiadomą było to, jak 28-latka urodzona w Castelnuovo di Garfagnana zaprezentuje się na tej najtrudniejszej z nawierzchni, a więc trawie. Wystarczy powiedzieć, że do tego sezonu Paolini na trawiastych kortach Wimbledonu w drabince głównej turnieju wygrała w całej karierze... zero meczów. Wydaje się więc, jasne, że oczekiwań co do wyniku w tej londyńskiej imprezie rangi Wielkiego Szlema mieć nie mogła praktycznie żadnych. Paolini przed Igą Świątek. Wielkie osiągnięcie Włoszki z polskimi korzeniami Od pierwszego spotkania Wimbledonu udowadniała jednak, że zmiana nawierzchni nie robi na niej praktycznie żadnego wrażenia. W ten sposób, bez wielkich turbulencji dotarła aż do półfinału, w którym czekała na nią Dona Vekić. Wydawało się, że faworytką tego spotkania będzie właśnie Paolini, która zwyczajnie jest zdecydowanie stabilniejsza. Przewidywania znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo to właśnie Paolini wygrała, choć potrzebowała do tego prawie trzech godzin. Wielki zwrot akcji na koniec, mamy "polski" akcent w finale Wimbledonu. Co za batalia To wszystko sprawiło, że Paolini w sobotę zagra w swoim drugim finale turnieju rangi Wielkiego Szlema i będzie to drugi taki mecz z rzędu w jej karierze. Dzięki temu Paolini znalazła się w niezwykle ekskluzywnym gronie. Przed nią w jednym sezonie w finałach Roland Garros oraz Wimbledonu zagrały ledwie trzy tenisistki. Dwie z nich zrobiły to dokładnie w tym samym sezonie. Mowa rzecz jasna o Venus Williams oraz Serenie Williams, które spotkały się w finałach w Paryżu oraz Londynie. Oba te spotkania wygrała Serena. Bardziej utytułowana z sióstr Williams zrobiła to jeszcze dwukrotnie - w 2015 i 2016 roku. Poza tą wybitną dwójką w 2006 roku podobne osiągnięcie do swojej listy dopisała także Justine Henin. Teraz w tym gronie znalazła się zawodniczka, która obecny sezon zaczynała na 29. miejscu w rankingu WTA. Nie udało się to, choćby Idze Świątek, która już teraz może być uznawana za jedną z najwybitniejszych zawodniczek w historii. Polka będzie miała jednak jeszcze pewnie kilkanaście szans i trzeba wierzyć, że w końcu znajdzie wspólny język z londyńską trawą.