W pierwszym secie Cibulkova prowadziła w pierwszym secie 5:4 i 30:0 przy serwisie Hsieh. Słowaczka posłała piłkę w linię, ale został wywołany aut. Tajwanka, która rundę wcześniej wyeliminowała liderkę listy WTA Rumunkę Simonę Halep, przebiła piłkę na drugą stronę, a jej rywalka od razu poprosiła o challenge. Weryfikacja potwierdziła, że piłka dotknęła linii, a sędzia Juan Zhang początkowo przyznała punkt Cibulkovej. Azjatka, mając rację, oponowała przez kilka minut, wskazując, że zgodnie z przepisami akcja powinna zostać powtórzona. Naoczni świadkowie relacjonowali, że chińska arbiter nie chciała zmienić decyzji, bo jak przyznała... nie pamiętała, czy uderzenie Hsieh trafiło w kort. Słowaczka spokojnie obserwowała rozwój wypadków zza linii końcowej na stronie przewagi, czyli tam, gdzie miałaby się znajdować przy wyniku 40:0. Publiczność w tym czasie skandowała zaś "powtórzyć punkt, powtórzyć punkt". Sędzia postąpiła ostatecznie zgodnie ze wskazówką kibiców. Cibulkova wygrała ostatecznie całe spotkanie 6:4, 6:1. - Nie chcę rozmawiać o tej sytuacji, bo zrobi mi się przykro i zdenerwuję się. To było kuriozalne. Nigdy wcześniej coś takiego mi się nie przydarzyło. Czasem zawodnicy protestują, ale jeszcze nie widziałam, by sędzia zmieniał zdanie - relacjonowała na konferencji prasowej zwyciężczyni. 29-letnia tenisistka zajmuje 33. miejsce w rankingu. Organizatorzy zdecydowali się wyróżnić wracającą po przerwie macierzyńskiej Serenę Williams (181. w rankingu Amerykanka dostała numer 25.), która wypchnęła tym samym Słowaczkę z grona rozstawionych. Cibulkova w przeszłości już dwukrotnie dostała się do ćwierćfinału Wimbledonu (2011, 2016). O pierwszy w karierze awans do "czwórki" w tej imprezie zagra z rozstawioną z "12" Łotyszką Jeleną Ostapenko, niespodziewaną triumfatorką ubiegłorocznego Rolanda Garrosa.